» Blog » Serialowe podsumowanie roku 2014
24-10-2014 19:53

Serialowe podsumowanie roku 2014

W działach: Film, Serial | Odsłony: 1026

Serialowe podsumowanie roku 2014
W sumie do końca roku zostało jeszcze nieco czasu, ale zaryzykuję tezę, że w serialowym świecie niewiele się już wydarzy. Co miało się zakończyć - się zakończyło lub za chwilę się zakończy. Co ważnego miało ruszyć, ruszyło lub ruszy na dniach. Zatem już teraz, pod koniec października 2014 roku, wrzucam swoje małe serialowe podsumowanie minionych dziesięciu miesięcy.

 

Doświadczony tata, czyli neishin, podzielił się ze mną refleksją, że po narodzinach potomstwa ma się więcej czasu na oglądanie i granie (na kompie). To się jeszcze okaże (badania w toku), ale trzeba przyznać, że rytm dnia się człowiekowi porządkuje. A to sprzyja serialożerstwu. Podobnie jak okres wakacyjny, gdy najważniejsze serie "zimują" (latują?) i można nadrobić klasykę oraz zaległości.

Raczej bez spoilerów, ale niczego nie obiecuję. Przykładowo, mogę napisać, że serial jest beznadziejny albo że Sean Bean ginie.

Guilty Pleasures

Każdy ma takie seriale, które są lub stały się złe, ale nie potrafi przestać ich oglądać. Coś jak zamawianie w pizzerii, w której dawno temu popsuło się ciasto, ale jest pod blokiem i najszybciej dowożą. Ja w tym roku naliczyłem takich pięć.

True Blood. Między fanami tej serii toczą dyskusje, od którego sezonu zaczęło się pukanie w denko trumny od dołu. Co bardziej wyrozumiali twierdzą, że dopiero od czwartej. Jak by nie było, ostatni sezon to już trumna pukająca w dno od dołu. Jak dla mnie mogliby ograniczyć tę serię do tej jednej sceny.

Suits. Typ serialu, który na początku opierał się na oryginalnym pomyśle. Koleś z eidetyczną pamięcią, ale bez dyplomu, pracuje jako prawnik. Gorzej, że na takim koncepcie nie da się jechać w nieskończoność. Ale i taki motyw przewodni da się czymś zastąpić w toku fabuły. W "Garniturkach" znacznie bardziej denerwuje jednak seksizm (wszystkie kobiety są w sumie zależne od mężczyzn lub przez nich pomiatane) i coś, co nazwałbym serialowym bullyingiem. W Suits dwaj główni bohaterowie nieustannie znęcają się nad najfajniejszą postacią drugoplanową (która popełnia błędy, ale często chce dobrze), czyli Louisem Littem. W kolejnym sezonie zapowiada się zemsta, ale to już beze mnie. Religia mi zabrania.

Game of Thrones. Jak z książką - pierwszy tom/sezon świetny, potem dopadła go telenoweloza. W serialu odczuwalna podwójnie, zwłaszcza w odcinkach, które składają się z 12-13 scen poruszających 10 różnych wątków. Główne postaci w trakcie 10 odcinków pojawiają się na ekranie na pół godzinki. O epizodycznych nie wspominając. Wciąż można jarać się pojedynczymi scenami, jeśli ktoś lubi je wyławiać. No i niestety Daenerys wciąż żyje. Kirkman potrafił odstrzelić Blondynę w Żywych trupach, ale widocznie GRRM jest mientka bułka.

Gotham. Ten serial w sumie powinien wylądować w Strefie Paździerza (patrz niżej). Ale mam świadomość, że jak źle zagrany, fatalnie napisany, prostacko zmontowany i pełen szczękościsku Jady Pinkett-Smith by nie był, to i tak będę oglądał. Dlaczego? Bo Batman. (Fanom Arrow się podobno podoba, więc jak należycie do tego gatunku, to śmiało.)

Glee. Już w czwartym sezonie zdarzały się mielizny. Ale dopiero śmierć Cory'ego Monteitha (serialowego Finna) dobiła fabułę. Niebawem ostatnia, skrócona seria. Będę oglądał, bo Batman  #gleekforever.

A serialowa brzytwa Ockhama, która przydałaby się wielu twórcom, wygląda tak.

Strefa Paździerza

Sięgając po nowe tytuły lub nadrabiając klasykę często trafia się na prawdziwe kaszany. Niektóre z nich są "oglądalne" przy odrobinie dobrej woli i większej odrobinie wina. Innych sugerowałbym nie tykać pilotem.

Jak poznałem waszą matkę. Ten serial jest oczywiście bardzo dobry. Ale każdy, kto widział ostatni odcinek, wie, o czym mówię. Szkoda, że nie da się wykasować czterech minut przeszłości i zastąpić ich alternatywnym zakończeniem. Ktoś miał tam totalne zaćmienie i powinien za to zostać skazany na pisanie scenariuszy do "M jak miłość".

Black Sails. Serial o piratach pod polskim tytułem... Piraci (wow! tłumacze tacy kreatywni, wow!). Aye! Arr! Serial z tak beznadziejnymi rolami kobiecymi, że należałoby przyznaną im połowę czasu antenowego obciąć i zostawić samo pływanie statkami. Ktoś chciał pokazać, jak wygląda lądowe zaplecze pirackich zabaw i skończyło się to klapą. Szkoda, bo na morzu jest znacznie ciekawiej, a finał sezonu sprawił, że mam dylemat. Bo chciałbym zobaczyć, jak się skończy wątek poszukiwania statku ze złotem. Ale nie interesuje mnie zupełnie, ile jeszcze razy główna bohaterka użyje słowa "frak" w nadziei, że to uczyni ją groźniejszą i bardziej szanowaną.

Under the Dome. King w serialu. Tak schematyczne i przewidywalne, jak kropka na końcu tego zdania. Oglądałem dla Mike'a Vogela (Hank z Breaking Bad). Z całego pierwszego sezonu w pamięć zapada ikoniczna już scena przecięcia krowy na pół przed opadającą kopułę. Twórcy się tak tym ujęciem podjarali, że pojawiało się w każdym "w poprzednim odcinku". Uwaga, nieco ohydne. Serial polecam jednak z czystym sumieniem wszystkim fanom erpegów. Od pewnego momentu grupa postaci zachowuje się jak gracze na sesji przygodówki, którzy klikają wszystkim we wszystko. Kupa śmiechu. Niestety, niezamierzona.

The Bridge. Amerykańska wersja duńskiego serialu. Duet bohaterów tworzą starszy meksykański glina "po przejściach" oraz amerykańska detektyw z klinicznym daltonizmem emocjonalno-społecznym. W każdym innym serialu ta jej ułomność byłaby jakoś równoważona geniuszem w analizie śladów i wyciąganiu wniosków. Tutaj nie jest równoważona niczym, a jedynie podkręcana monotonną grą na jednej mince. Zdzierżyłem sezon, bo w tle było kilka ciekawych wątków. Bardziej interesujące jest jednak oglądanie przebudowy wiaduktu na ulicy obok.

Sleepy Hollow. Myślę, że dla większości osób to serial z kategorii "guilty pleasure". Jeśli zastanawiacie się, jak można przez cały sezon łapać Jeźdźca bez Głowy i przy okazji rozwiązywać wszystkie okultystyczne zagadki wszechświata - tutaj może znajdziecie odpowiedź. Na plus warto policzyć dowcipne teksty głównego bohatera.

Continuum. Szukałem ciekawego serialu s-f. Tutaj nie znalazłem. Plastik i zło.

Crossbones. Szukałem też alternatywnego do Black Sails ciekawego serialu o piratach. Znalazłem Johna Malkovicha w jakiejś smutnej parodii słabej sesji RPG.

The Following. Kocham Kevina Bacona. Mógłbym urodzić mu dziecko i wychować jak swoje. Przy tym serialu też można było urodzić. Z zażenowania. Dowód na to, że nie wystarczy znana mordka, żeby zrobić wybitny serial.

Crossing Lines. Jak wyżej. Nawet jakby wystawić tutaj stu Donaldów Sutherlandów i dwudziestu Williamów Fichtnerów nie powstałby z tego ciekawy kryminał.

Utopia (UK). Dotrwałem do czwartego epizodu. Estetycznie ciekawe, ale seriale o teoriach spiskowych po prostu nie pasują do Wielkiej Brytanii. To jak robić obyczajówkę o sianokosach na Grenlandii.

Orphan Black. To, że jedna aktorka gra kilka postaci naraz, nie znaczy jeszcze, że jest to wybitne aktorstwo. Poza tym podobnie jak z Utopią  - nie da się zrobić widowiskowego filmu przy niskim budżecie. Serial ma wielu fanów. Moim zdaniem to nawet nie paździerz, ale sklejka.

Dracula - serial tak słaby, że aż szkoda się nad nim znęcać w więcej niż jednym akapicie.

Banshee - samo nawiązanie do konwencji i duża ilość juchy to nieco za mało, żeby być czymś więcej niż poprawną bzdurką.

Z tego wszystkiego warto przynajmniej zobaczyć opening do Black Sails. Muzyczka też niczego sobie. Drink up me hearties, yo ho...

Klasyka, czyli Odkrycia Roku

Serialów jak mrówków. Najlepsze są takie, co już zdechły od dźwigania liści lub przynajmniej mają kilka sezonów w mrowisku. Wtedy nie ryzykuje się, że podczas nadrabiania zaległości zabraknie paliwa.

Modern Family. Ten serial czekał na odkrycie chyba najdłużej, bo doczekał się już w międzyczasie tony nagród. Sitcomy najlepiej ogląda się hurtowo, wpadając pod drodze w odpowiedni flow. Dlatego muszą trafić od początku do końca. Tutaj początek to Cameron i Mitchell, czyli małżeństwo gejów, środek to Gloria i Jay, czyli drugie serialowe życie Eda O'Neilla (znanego jako Al Kiepski), a koniec to potłuczona jak wagon szkła rodzina Dunphy. Ten serial można tylko pokochać za jego ciepło, mądrość i połączenie humoru absurdalnego z sytuacyjnym. Albo odrzucić w całości. Nie wiem, czy jest możliwa opcja pośrednia. Dla mnie to sitcomowy odpowiednik Przystanku Alaska. Czyli znak najwyższej jakości.

Girls. Przepiękna masakra na każdym poziomie. Zwłaszcza dla osób, które dobrze znają Seks w wielkim mieście. Lena Dunham maltretuje siebie i widza. Tylko dla osób, którym nie przeszkadza fakt, że każdy bohater będzie budził w najlepszym przypadku współczucie, a w najgorszym obrzydzenie.

Orange is the New Black. Jeśli oglądaliście Oz, nie przegapcie "Pomarańczy". Więzienie z innej, kobiecej strony. Z większym dystansem, humorem, ale wciąż bardzo niegłupio o współczesnej Ameryce i ludziach w ogóle. Już bardzo docenione, a spodziewam się, że w kolejnych latach nagród będzie jeszcze więcej. Ponownie wypada ostrzec przed główną bohaterką, która nie należy do kategorii "julubionych pieszczochów widza".

Masters of Sex. Wychodzi na to, że trzy z czterech odkryć to filmy opowiedziane z bardzo kobiecego punktu widzenia i do tego w dużej mierze o seksie. Przypadek? Mistrzowie/Mistrzynie Seksu to świetny serial o Willu Mastersie, Virginii Johnson i ich epokowych badaniach. Serial pięknie łączy lekki humor, poważne tematy (w tym społeczne) i tytułowy seks. To chyba pierwszy serial z taką ilością erotyki, w którym trudno mówić o "szczuciu cycem". Do tego Martin Sheen (Blair z Królowej i wampir ze Zmierzchu - nie ma ludzi doskonałych) i Lizzy Caplan dla miłośników dobrego aktorstwa.

EDIT: Gdzieś w tym wszystkim umknął mi totalnie Oz. Czyli serial, który łamał tabu i przekraczał wszelkie granice, zanim to było modne.

Jak to się mówi: #teamphil

Serialowy chleb powszedni

Podobno najbardziej lubimy te tasiemce, które już znamy. Nie do końca się zgadzam, bo odkrywanie nowości jest fascynujące. Ale jak trafia się na różne gothamy i crossbone'y, to dobrze czuć oparcie w dobrze znanych obszarach.

House of Lies. Trzeci sezon perypetii Marty'ego i jego ekipy trochę rozczarował. Mniej genialnych scen z "zamrożonym światem", mniej pazura. Ale dla Dona Cheadle mógłbym oglądać reklamy proszku do prania.

House of Cards. Jeden (amerykański) sezon i już klasyka gatunku. Chyba jeden z tych tytułów, który wyświadczył serialom największą przysługę (poziom, aktorzy, forma dystrybucji). Sezon może mniej zapierający dech w piersiach niż pierwszy, ale wciąż pierwsza liga i top topów. Zapamiętam szczególnie za mocne otwarcie (motyw z Zoe), genialny odcinek z wywiadem z Claire (Robin Wright powinna mieć własną kategorię na Emmy) i "puk puk" w scenie ostatniej. Kto widział - ten wie i czeka na więcej.

Hannibal. Przeestetyzowany do granic. Jeden z nielicznych filmów, do których używam określenia "przegadany". W połowie sezonu już totalnie przestało mnie obchodzić, co i z kim się stanie. Papierowe postaci, pseudopsychologiczne gadanie. Zasnąłem na dwóch odcinkach. Chyba dam sobie spokój, choć dla Madsa Mikkelsena mógłbym oglądać reklamy pralek.

Vikings. Lagertha FTW i wszystko jasne.

Mad Men. AMC, wzorem innych serii, rozbiło ostatni sezon na dwie połówki. Na wiosnę 2015 przekonamy się zatem ostatecznie, ile jest w stanie wypić Don Draper.

Downton Abbey. Gdyby każda telenowela tak wyglądała, świat byłby lepszym miejscem, a ludzkość pewnie odkryłaby lekarstwo na ebolę. W najnowszym sezonie brakuje trochę mocnego wątku przewodniego (choć w tle kroi się kilka wspaniałych skandali). Ale wciąż przejmujemy się razem z Carsonem, czy srebra będą odpowiednio wypolerowane.

Penny Dreadful. Zaskakujący serial (o jeszcze bardziej zaskakującym polskim tytule Dom grozy), który wygląda tak, jakby ktoś postanowił zrobić dobrze Ligę Niezwykłych Dżentelmenów. Z udanym efektem, choć nie wszystkim przypadnie do gustu konstrukcja niektórych odcinków. Dodatkowe +1 i +1 i +1za zatrudnienie Evy Green (po sziciarskim Camelocie byłem pełen obaw), Josha Hartnetta i Timothy'ego Daltona. Drugi sezon będzie decydujący - albo mamy hit, albo (s)hit.

The Leftovers. Pierwsze dwa odcinki zapowiadały schematyczną papkę tępo kopiującą rozwiązania z Losta. Po zakończeniu sezonu z przyjemnością odszczekałem swoją opinię, bo Pozostawieni to kawałek świetnej opowieści. Kilka epizodów poświęconych pojedynczym postaciom to prawdziwe perełki. Obawy budzi tylko teoriowospiskowyrządowy wątek w tle. Ale może o nim zapomną? Podobnie mogliby uczynić z Liv Tyler, której zmasakrowana chirurgią plastyczną twarz bardziej pasuje do American Horror Story. Smutny przykład tego, jak zasady rządzące Hollywood niszczą aktorki.

The Killing. Krótki, prawdopodobnie najsłabszy sezon. Co i tak oznacza znajdowanie się powyżej średniej w kategorii nastrojowych kryminałów. Do tego zjawiskowa Mireille Enos i bezbłędny Joel Kinnaman. W sumie mogliby uciąć po tym sezonie, ale duet Linden/Holder na tle spowitego deszczem Seatlle mógłby po prostu siedzieć w samochodzie, palić fajki i gadać. Oglądałbym.

Don't mess with Lagertha, punk.

Top 3

To był serialowo świetny rok. I właśnie dlatego wybór pierwszej trójki był banalnie prosty.

Fargo. Bracia Coen w serialu (jako producenci) i to z serią nawiązującą do jednego ze swoich najbardziej kultowych obrazów. Przefiltrowanie humoru i nastroju z pierwotnego Fargo przez To nie jest kraj dla starych ludzi. Do tego Bilbo Freeman i Billy Bob Thornton w diabelskim duecie. Zasłużone Emmy dla najlepszego miniserialu roku. Dobre wieści są takie, że w 2015 pojawi się kolejny sezon. Po prostu a must-see.

The Knick. Ten serial odkrył dla małego ekranu Clive'a Owena. Ale, co ważniejsze, odkrył dla niego Stevena Soderbergha. Tak autorskiego serialu, olewającego przyzwyczajenia dzisiejszego widza dawno nie widziałem. To był zresztą jeden z zarzutów pojawiających się pod adresem tego filmu - że zabrakło "showrunnera". I Ktulu niech będą za to dzięki. Dobrze jak ktoś nam czasem stawia jakieś wyzwania jako odbiorcom, a nie leci utartymi schematami i w prosty sposób przyciąga zainteresowanie. W sumie to właśnie ostatni odcinek, który musiał zawierać cliffhangery, wydawał się odstawać poziomem od reszty. A o czym sam serial? Rok 1900 i ciężka szpitalna walka z oporem ludzkiego ciała i materii  W tle rasistowska, seksistowska, purytańska Ameryka. Niepokojąca muzyka, oryginalne prowadzenie kamery, mroczny świat z kokainą w swoich żyłach.

True Detective. Serial, którym pół internetu jarało się na początku roku. Makkonahej i Harrelson w fantastycznych rolach. Spójna wizja dzięki zatrudnieniu jednego reżysera i scenarzysty. Kolejny tytuł pokazujący potencjał, jaki jeszcze tkwi w serialach jako formie. To, co lekko bolało w zęby, to "Nietzsche dla gimbazy". Cała reszta - wspaniała. A pomysł, by co roku robić kolejny sezon z innymi aktorami - jeszcze wspanialszy.

No i ta czołówka!

Perełka

Top of the Lake. Maleńki serial w konwencji kryminalnej z Elisabeth Moss (Mad Men) i Faramirem. Zastanawiam się, do czego porównać ten film i nie bardzo znajduję odpowiednik. Niby jest tutaj przestępstwo i śledztwo, ale znacznie ważniejsza wydaje się Nowa Zelandia i poszukiwanie przez bohaterów prawdy o sobie. Nastrojem trochę kojarzy mi się to z Into the Wild, ale to taki strzał. Niezwykła rzecz, jedyna w swoim rodzaju. Polecam na własną odpowiedzialność z ręką na sercu i duszą na ramieniu.

Hall of Fame

Boardwalk Empire. Gdy piszę tę notkę, świat jest tuż przed emisją ostatniego odcinka ostatniego sezonu. Moja ulubiona seria to druga, gdzie najwięcej było Kelly MacDonald. Ale piątka spina całość znaną, wypróbowaną klamrą - wracamy do młodości Enocha i zarazem młodości Atlantic City. W przeszłości poznajemy znanych już bohaterów, a w teraźniejszości z wieloma z nich żegnamy się już na zawsze. Trup ściele się gęsto, a jeden z najlepszych seriali ostatnich lat godnie żegna się z widzami. Byłoby wspaniale, gdyby Steve Buscemi jeszcze powrócił w czymś godnym swojej zakazanej mordki.

To be continued... or not

Serialowa rzeczywistość nie znosi próżni. Jesień odpaliła dla nas kilka znanych i wypróbowanych serii, a kolejne czekają na odkrycie.

Homeland. Po trzeciej serii na twórcach wieszano psy, choć oni sami wieszali bohaterów. Czwórka to ucieczka do przodu. Moim zdaniem całkiem udana - Carrie ląduje na placówce w Pakistanie i zabiera ekipę ze sobą. Oglądam ten serial na luziku, jak na solidne kino sensacyjne przystało. Póki co nie ma powodów do narzekań.

Wataha. Jedyny polski serial w tym zestawieniu, co świadczy o mizerii produkcji nad Wisłą. Niestety, kasa jest tylko na pseudodokumenty, telenowele i czasy honoru. Tymczasem Wataha wygląda całkiem dobrze. I to dosłownie: widoczki Bieszczadów zawsze na propsie. Trochę boli przewidywalność fabuły i pewne schematy z zachodnich produkcji, ale da się to przeżyć. Zresztą, całość jest na razie obliczona na zaledwie sześć epizodów, więc można spokojnie poznać swoje, zanim zacznie się chwalić cudze.

The Walking Dead. Podobno pierwszy odcinek piątej serii pobił rekordy oglądalności. Na pewno zbliżył się do rekordu obliczonej na prosty efekt makabry na minutę kwadratową. Jeśli nie nastawiać się na nic, poza dobrym filmem o apokalipsie zombie, to Wałęsające Się Trupki cały czas dają radę. Zwłaszcza, że wróciła Carol i jest nadzieja na wątek romantyczny z Darylem. Bo ileż można czekać?!

Life on Mars. Obejrzałem dwa odcinki wersji amerykańskiej (m.in. Harvey Keitel), ale część znajomych zagroziła zerwaniem stosunków, jeśli nie obejrzę Jedynej Słusznej Wersji Brytyjskiej. Zmieniłem zatem podejście do życia, ale póki co utknąłem na analogicznym, drugim epizodzie. Serial nietuzinkowy, z rewelacyjnym soundtrackiem. Czeka na chwilę, bym oddał mu sprawiedliwość w języku Szekspira i Bowiego.

Sillicon Valley. Zacząłem, pośmiałem się, nie znalazłem czasu na dokończenie. To jest dobry serial. Ale widocznie trafił na zły moment i ograniczone sloty.

New Girl. Zacząłem, pośmiałem się, wystarczy mi kilka odcinków. To jest dobry serial. Ale nie chwycił na tyle, żeby założyć #teamjess.

Constantine. Coming Soon. Był wyciek pilota jakoś wiosną. Niestety, serialu nie robi HBO ani AMC. Z tego powodu jest dość grzecznie. Grzeczniej nawet od pełnometrażówki z Kijanką. Jeśli ktoś liczył na serial w stylu Ennisa lub Moore'a, to niestety, nie tym razem. W ogóle wygląda na to, że adaptacje komiksów jeszcze muszą poczekać na swojego Nolana.

Newsroom. Soon coming. Ostatni sezon serialu z wielgachną pieczątką Aarona Sorkina. Jeśli ktoś widział West Wing, to i tutaj się odnajdzie. A Jeff Bridges w tym pomoże.

American Horror Story. Ryan Murphy i Brad Falchuk mierzą się z kolejną horrorową działką. Jak zwykle aktorzy ci sami (ale jest też Michael Chiklis, czyli Vic z The Shield), natomiast fabuła oraz sposób jej prowadzenia nowe. Tym razem na tapecie freak show, clowni zabójcy, siostry syjamskie i kobieta z brodą. Przemoc, seks i motyw obcego w kulturze. Poza tym, jak to u Murphy'ego, doskonale dobrane tło muzyczne oraz perfekcyjna czołówka.

A Wy co polecacie?

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

blublu
   
Ocena:
+3

Uf, jak dobrze wiedzieć, że i inni żyją życiem nieistniejących bohaterów... Orange is the new black, True Detective czy Girls to są tytuły, które sprawiają, że chcę spakować walizki, polecieć do USA i próbować swoich sił jako scenarzysta :)

Widziałam, że ktoś już wcześniej wspomniał Hell on Wheels ale żeby nie zaginęło w morzu tytułów wspominam ponownie - dobra rzecz! Główmy bohater Cullen Bohannon mógłby być wzorem męskości pokazywanym w Sevres podobnie jak główny przeciwnik Szwed mógłby być wzorem "głównego złego". 

Z polskich tytułów polecam Krew z krwi. - stara rzecz, jeden krótki sezon ale mi bardzo się podobała, w głównej roli Agata Kulesza, którą uwielbiam oraz, między innymi Aleksander Domogarov (Bohun z Ogniem i Mieczem).

Nie widzę nigdzie Orphan Black - nie widziałam jeszcze drugiego sezonu ale pierwszy był wart mojego czasu. Trudno napisać coś o tej historii bez totalnego spoilerowania więc polecam  obejrzeć przynajmniej dwa pierwsze odcinki i samemu się przekonać!

Dorzucę jeszcze mało znaną rzecz, która niewielu osobom się podoba ale do mnie przemówiła bardzo - Enlightened (pol Oświecona) - trudno nawet przypisać ten serial do jakiegoś konkretnego gatunku, teoretycznie jest to comedy-drama ale to takie określenie które nic nie mówi. Złożeni bohaterowie i przenikliwe spojrzenie na społeczeństwo pierwszego świata w XXI wieku. Skończona historia, która ma 2 sezony.

26-10-2014 11:14
Repek
   
Ocena:
0

@blublu

Dzięki za polecajki. Krew z krwi widziałem jakiś czas temu - bardzo pozytywnie. Od czasu Ekipy nie było tak dobrze zrobionego polskiego serialu. OB uważam za słaboszczaka [dopisałem do Paździerza, bo widziałem w tym roku].

Co do pisania scenariuszy, tp akurat bycia scenarzystką Girls Ci nie życzę. :) Oczywiście Dunham jest genialna, ale mam wrażenie, że to geniusz, który ma swoją cenę. :)

Pozdrawiam

26-10-2014 20:06
Umbra
   
Ocena:
+1

SerialoweElo ;)

Jako, że wolę nadrabiać zaległości w kinie pojawiającym się na wielkim ekranie zdążyłem obejrzeć tylko GoT, Wikingów i właśnie kończymy z dziewczyną Fargo. Ten ostatni bardzo dobry, w końcu Bob na ekranie :) No ale jak napisałeś jest to mini-serial w związku z czym został nam jeden odcinek i choć wiedziałem, że tak będzie i wzbraniałem się przed tym, szukałem już w głowie kolejnego serialu spośród wymienianych na internetach, jak i również w tej notce. No i przypomniałeś mi o The Knicks, za co wdzięczny jestem, że tu zajrzałem.

27-10-2014 11:12
Repek
   
Ocena:
0

@Umbra

Pocieszę Cię, że Fargo powróci. :)

Pozdro

27-10-2014 12:59
Alkioneus
   
Ocena:
+1

Od siebie za wiele nie dodam, wysoko oceniam Penny Dreadful i jestem zażartym fanem Utopii. Ten rok jest spod znaku True Detective i nic raczej tym nie wstrząśnie. Gotham ssie, ale pomijać miałkość, to nie można robić hype na detektywistyczny noir i dawać klasycznych policyjnych klisz z czasu Kojaka z jakimś tam metaplotem i komórkami.

27-10-2014 13:47
postapokaliptyk
   
Ocena:
+1

Top of the Lake oraz Orange is the New Black mnie zaciekawiły, muszę obejrzeć kilka odcinków

ja za godne polecenia uważam:

Hell on Wheels

Longmire

Peaky Blinders

i trzy sezony House of Cards w wersji angielskiej (powstał w latach 90-tych ;) moim zdaniem o wiele lepszy niż amerykański)

27-10-2014 15:43
Repek
   
Ocena:
+1

Dzięki za polecajki. Jak widać, najwięcej głosów do tej pory jest na HoW. Będzie trzeba w przerwie zimowej zerknąć.

Co do HoC oryginalnego, to problem jest trochę jak z Life on Mars. Oglądam jedne i drugie i czuję, że jednak serialowo jestem bardziej "amerykański". :) Widziałem kilka odcinków HoC angielskiego, jest świetny, ale jednak dla mnie to jak dwa różne seriale.

Pozdrawiam

27-10-2014 16:55
mr_mond
   
Ocena:
0

czuję, że jednak serialowo jestem bardziej "amerykański"

Ha! Miałem taką hipotezę ostatnio, dzięki za potwierdzenie :D.

Oglądałem parę odcinków amerykańskiego Life on Mars i jeśli chodzi o kryminalne fabuły, to podążał dość blisko za wersją UK. Problemem jest zakończenie (pewnie się domyślasz, że zakończenie jest kluczowe w tym serialu). Zakończenie wersji UK jest doskonałe. US niestety dżampuje szarka tak bardzo, że ląduje na Marsie. 

27-10-2014 18:35
Repek
   
Ocena:
+1

@mr_mond

Tak, wiem, dlatego dałem się namówić na oglądanie LoM UK. Jak obejrzę UK, to poproszę o info, co w US skopali. :) Oczywiście widać, że fabuła na początku jest bardzo bliźniacza, ale już estetycznie każdy z seriali wygląda nieco inaczej.

Pzdr.

27-10-2014 20:05
Sethariel
   
Ocena:
0

Co polecam?

Z tych nowych lub jeszcze trwających zdecydowanie:

A ze starych... The Office pewnie oglądałeś, ale i tak polecę. Tak samo The Misfits (pewnie też widziałeś).

27-10-2014 20:25
Repek
   
Ocena:
0

Office nie, ale mam na liście. Misfits oczywiście tak, ale jakoś odpadłem w pewnym momencie, Ale serial na początku był ekstra.

Co do Outlandera - już parę osób polecało, ale to chyba produkcja AXN, więc mam zazwyczaj obawy.

Pozdro

27-10-2014 20:45
Sethariel
   
Ocena:
+1

Outlander to produkcja sieci Starz. Nie wiem czy ma jakieś związek z AXN, natomiast w Polsce serial ma właśnie puszczać AXN, więc może są jakoś powiązani. W każdym razie możesz poczekać aż się rozwinie, bo na razie był jeden sezon tylko. Kończę 1 sezon i dla mnie to jeden z lepszych seriali tego roku (pewnie gdzieś w TOP 10).

Co do Misfits, tak do 2-3 sezonu serial był naprawdę genialny, potem odpadło kilku bohaterów/aktorów i to już nie było to, ale mimo wszystko nadal b. fajnie się oglądało.

Przypomniał mi się jeszcze jeden serial, Episodes. Nie jest może wybitny, ale świetnie się przy nim ubawiłem (jeden z niewielu ostatnio oglądanych seriali, które sprawiały że wybuchałem śmiechem). 

A Office musisz koniecznie nadrobić ;)

P.S. Zgadzam się co do Fargo, TOP 3 zasłużone :)

27-10-2014 21:20
Repek
   
Ocena:
0

Widzę, że Office to spore wyzwanie czasowe. Zacznijmy więc od HoW, zwłaszcza, że to od AMC.

Pozdro

27-10-2014 21:46
Sethariel
   
Ocena:
0

Spore, ale też mniejsze niż się na początku wydaje. Odcinki mają po 20 minut.

28-10-2014 08:05
Repek
   
Ocena:
0

@Sethariel

Niby racja, ale ja jestem kompletystą. Jak mi się spodoba, to będą chciał zobaczyć całość. Na razie sunę po szynach na Zachód i jest obiecująco. Może pupy nie urywa, ale jednak to AMC - pewien standard jakości jest.

Pzdr.

28-10-2014 09:36
mr_mond
   
Ocena:
0

Zainspirowane niepokojem, jaki wyraziłeś w ostatnim wpisie o The Walking DeadIn the Flesh.

28-10-2014 18:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.