10-07-2009 01:08
Quentin 2009: Pre Mortem
W działach: RPG | Odsłony: 5
Na początek mały teaser, może mnie Garnek nie zabije za zdradę tajemnicy fandomowej.
Niebawem – mam nadzieję! – do sieci trafią dwa zwycięskie scenariusze 11. edycji Quentina. Pierwszy, autorstwa Fenrana, to magiczna historia, której głównymi bohaterami są małe dzieci zmuszone do ratowania swojego miasteczka. Jeśli lubicie Nightmare Before Christmas Burtona albo Lemony Snicketa, to trafiliście pod właściwy adres. Drugi, klawiatury Pawła Walczaka, to mroczna do sześcianu, brutalna jak Chuck Norris, utrzymana trochę w klimacie Sin City wodziarska miejska saga. Jest ostro i brutalnie, a do tego całość została perfekcyjnie spisana.
Coming soon. I hope like Luke Skywalker.
W związku z dobiegającą końca 11. edycją Quentina (dla kapituły koniec edycji przypada na publikację wszystkich prac i komciów oraz kilka technicznych decyzji), naszło mnie kilka refleksji dotyczących konkursu. Było o nie łatwiej, gdyż po raz pierwszy od paru lat nie miałem na głowie organizacji konkursu od strony logistycznej. Garnek wziął dzielnie na siebie tonę obowiązków, które trzeba odwalić, by konkurs wyglądał na konkurs. Przez poprzednie lata byłem mocno skupiony na tejże logistyce i mocno przejmowałem tym, czy całość udaje się od strony organizacyjnej. Czy działa strona, czy jest ceremonia przyznania nagród, czy są same nagrody itp. itd. Teraz wreszcie mogłem zerknąć wstecz i pomyśleć, co zmieniło się w ciągu tych sześciu edycji, odkąd zaproszono mnie do zasiadania w kapitule i jestem w stanie w ogóle to ocenić.
Digitalizacja fandooma
Quentin, choć oczywiście nie tylko on, ładnie pokazuje, jak mocno fandom przeniósł się do sieci. Na szczęście, choć bywały takie wizje i odczucia, Internetowi nie udało się go zabić, ale sieć przyśpieszyła wiele procesów, które normalnie działały na zasadzie "od konu do konu". Dla mnie zbiegło się to ze współorganizowaniem ConQuestów, które żyły przez dwa-trzy miesiące w sieci, nastęnie przez cztery dni konu, a potem jeszcze przez miesiąc w necie. Może stąd to wrażenie. W tym samym czasie powstała witryna konkursu na najlepszy scenariusz do gry fabularnej i ruszyły pierwsze dyskusje w sieci. Dla Quentina obecna edycja to dopiero szósta, od kiedy konkurs (dzięki Michałowi Madejowi) ma własną stronę Internetową. Dopiero od roku 2004 na stronie pojawiały się wszystkie nadesłane scenariusze, a wraz z nimi komentarze kapituły.
Dodaj swój komentarz
O ile pojawienie się strony było absolutną podstawą, o tyle przymus napisania recenzji jest – w mojej opinii – jedną z najważniejszych zmian, jakie zaszły w ciągu całego żywota Quentina. Jakie były jej najważniejsze efekty?
Przede wszystkim, wymusiła naturalną rotację członków (wydaje mi się, że od pierwszej edycji są już tylko Magda i Majkosz). Nie jest łatwo napisać około dwudziestu mniej lub bardziej szczegółowych recenzji scenariuszy. Gdy brakuje na to czasu (głównie czasu) i chęci, to chyba pierwszy znak, by dać sobie z Quentinem spokój. Jakie są kolejne znaki, osobiście jeszcze nie wiem, ale wśród opinii osób, które odchodziły z kapituły, pojawiały się m.in. stwierdzenia, że "RPG już tak bardzo mnie nie interesuje, nie jestem na bieżąco, przeszedłem/przeszłam na wyższy level lub zmieniłem/zmieniłam profesję". Póki polski ryneczek RPGowy dycha, z pojawianiem się nowych ludzi w kapitule nie ma żadnych problemów. Zapraszane do kapituły osoby należą do grona tych ludzi, którym się chce coś robić dla innych za pseudolans i ewentualnego kopa w cztery litery.
Co jeszcze Quentin uczynił dla ludzkości?
Ze względu na powyższe Quentin jest jedynym konkursem, w którym można kwestionować oceny członków kapituły w merytorycznej formie. I nie jest to zarzut pod adresem innych konkursów, lecz jedynie konstatacja dotycząca tego, jakie ten konkurs przyjął założenia. Znamy bowiem i ocenianą treść, i treść oceny. W mrocznych wiekach Quentina uczestnicy po prostu dostawali werdykt, a osoby postronne miały szczęście, jeśli gdzieś przeczytały scenariusz (np. w Magii i mieczu). Była jakaś anonimowa decyzja masy kapituły i jej wyrok. Teraz wyrok jest motywowany, wiadomo nawet, jakie są kryteria.
Dla członków kapituły to może być mniej lub bardziej fajne, zależy, co kto lubi. Kiedyś członkowie kapituły mogli sobie pogadać między sobą. Teraz, jak dla mnie dobrze, mogą pogadać z uczestnikami. Taka wymiana feedbacku, która daje obu stronom coś więcej poza rzeczowymi nagrodami z jednej strony, i możliwością czytania ciekawych tekstów z drugiej.
Osobiście widzę jeszcze trzy dobre pomysły, które pojawiły się w przeszłości. Pierwszy to decyzja o powołaniu miejsca rotacyjnego. I nie chodzi nawet o to, że jednoroczniak mógł się przekonać, jak to jest po drugiej stronie barykady. Znacznie ciekawsze było to, że to właśnie osoby, które były w kapitule przez rok, miały masę nowych, świeżych pomysłów i dawały kapitule zdrowego kopa.
Jednym z takich kopów była sugestia Fenrana (o ile mnie pamięć nie myli), by pojawiły się ogłoszone oficjalnie nagrody rzeczowe (normalnie był tylko dyplom i trochę giftów od konwentu patronującego). W efekcie rok temu nagród była mała górka, a i członkowie kapituły nieco dopłacili do zabawy. I to bez bólu, jak sądzę, bo idea była i jest zacna. Ta tradycja się przyjęła i w tym roku chyba też nie jest źle.
Ostatnie wiekopomne dokonanie Quentina, to otwarcie się na Polskę. Kiedyś, trochę jak Golem, była to nagroda fandomu krakowskiego. Z czasem – digitalizacja fandomu? – to ograniczenie stało się sztuczne i można było je z czystym sumieniem przełamać. Choć mitem było, że kapituła reprezentowała jakieś jedno, spójne podejście, z "marketingowego" punktu widzenia dobrze się stało, że pojawiły się w niej nowe osoby "z zewnątrz" (nawet jeśli mają to samo podejście, co część Krakusów). Z innych miast, z innymi erpegowymi drogami i tak dalej, zjednoczona Europa.
Co dalej? Na Avangardzie pojawiło się kilka ciekawych propozycji (które w większości powracają jak słonie z reklamy snickersa). Gdyby udało się wprowadzić choć kilka z nich, byłoby super.
Sad But True
Gdy myśli się o logistyce konkursu, siłą rzeczy zwraca się uwagę na organizację i opinie o niej. Gdy ma się to z głowy, zaczynają nas martwić inne sprawy. Po tej edycji smucą mnie w zasadzie dwie rzeczy.
Przede wszystkim, byłoby fajnie zgłosić do kapituły jakąś kobietę. I nie chodzi o to, by był parytet (bo w fandomie nie ma nawet równowagi płci), ale o aktywne erpegowo kobiety, które piszą scenariusze, prowadzą prelekcje na konach, udzielają się publicystycznie i tak dalej. Jakoś pustawo, z małymi wyjątkami. A kobiece spojrzenie to zawsze jak dwa męskie spojrzenia (z feministycznym przymrużeniem oka).
Druga refleksja uderzyła mnie chyba dopiero teraz, w tej edycji. Gdy kończy się kon, wszyscy dziękują sobie za wspólna zabawę, nawet orgom dennego konwentu dziękuje się za ich wysiłek i dobre chęci, pojawia się odzew. W przypadku Quentina, nie ma tak miło. Jasne, parę osób podziękuje kapitule za jej czas, część wda się w spór, ale spora część po prostu milczy. I nie chodzi o zachwyty, ale o zwykłe, do wyboru (rzuć k6 lub wybierz):
- dzięki, fajnie, że przeczytaliście,
- bredzicie,
- bredzicie i macie wszy na pępku,
- myślę, że nie macie racji w ocenie tego i tego punktu,
- nie wystartuję już w tym badziewnym konkursie,
- wystartuję za rok i wam pokażę!