07-11-2010 21:16
Postanowienia przedPMMowe
W działach: RPG, Konwenty | Odsłony: 1
[...] Najpierw "może wystartuję", a potem pytka mięknie i wymawiają się, że są chorzy i nie chcą pozarażać graczy. W Quentinie podobnie – nigdy nie startowałem, ale teraz widzę, że nigdy nie wystartuję, bo cośtam jest be. Tacy ludzie chcieliby sobie podbić ego startując i przechodząc dalej, ale jednocześnie są za mieccy, żeby wziąć na klatę ewentualną przegraną. – neishin (komć z 21.07.2009, pisownia za oryginałem :P)
Amen i enter. Dlatego stwierdziłem, że może być fajnie. Neishin w prywatnej rozmowie dał mi zresztą dyspensę na wygraną. Dzięki jeszcze raz, tatuśku. :P
Poza robieniem serwisów okołofantastycznych, bardzo lubię organizować konkursy i różne formy rywalizacji. To fajna zabawa, a przy okazji ma się poczucie, że coś jest zorganizowane dobrze. Lubię bowiem też w konkursach, turniejach czy zawodach startować, a sami wiecie, jak często traci się podczas nich nerwy, utyskując na orgów. Gdy samemu jest się orgiem, to problem znika i to ciebie się czepiają. Dlatego fajnie działa się w Quentinie, megaprzyjemnie organizowało się krążące teraz dalej GRAMY!, a teraz mnóstwo radości sprawia NLD (jeszcze można się zapisywać!).
Mam wrażenie, że wiele osób w ogóle nie kuma, po co takie konkursy się robi. Podpowiem: dla zabawy. Nie dla wyłaniania abstrakcyjnego bytu zwanego "Najlepszym Kozakiem w Wielce Istotnej Dziedzinie Życia". To nie piłka nożna. Po prostu przyjemną sprawą jest zorganizowanie innym przestrzeni do zabawy i zdrowej rywalizacji. To, że nie wszyscy są w stanie załapać, że zabawa nie musi być sprzeczna ze zdrową rywalizacją, to inna sprawa. Tu nic nie podpowiem, bo jak ktoś ma problem z tym, że ktoś jest uważany (lub uważa się) za najlepszego MG w Polsce, to jego/jej zmartwienie. Można się też, tak dla odmiany, czyjąś radością cieszyć.
Pewnie, zwycięzcę konkursu dopieszcza się i nobilituje, jakby właśnie dostał Nobla – na tym też polega zabawa. Wystarczy mieć nieco dystansu do rzeczywistości, by traktować to jako część zabawy.
PMM or not PMM
Tak wyszło, że z erpegowych konkurso-zabaw jako potencjalny uczestnik mam do dyspozycji Puchar Mistrza Mistrzów. Odkąd się z nim pierwszy raz zetknąłem (na organizowanym przez naszą krakowską grupkę ConQueście, który patronował nagrodzie w roku 2004), miałem do jego kształtu sporo przemądrzałych uwag. Po roku czy dwóch uwagi zostały przedyskutowane (z graczem i sędzią), spisane, wysłane, zignorowane. Konkurs tkwi więc w epoce puszkinowskiej, w której nie słyszano o tym, że mechanika does matter. I niech mu będzie, kijem Bugu nie zawrócisz. Skoro nie mam siły i zapału, by zrobić "własny, lepszy PMM", to japka w wiaderko. Akceptuje się zasady i na nich gra albo daje sobie spokój i nie zawraca innym gitary.
PMM jest konkursem zorganizowanym słabo, pozbawionym choćby elementarnego PR-u, z archaicznymi kryteriami oceny. Jest jak polska liga piłkarska. I tak samo jak ona potrafi dostarczyć sporo frajdy, jeśli traktuje się go jako zabawę, a nie cel życia lub sposób na udowadnianie sobie czegokolwiek. Jeśli nie traktuje się go jako Bóg wie czego, można też o nim bez problemu wypowiadać się z sympatią.
PMM, you fool!
Dlatego z radością – chociaż o harmonogramie i warunkach do prowadzenia nie wiadomo nic – wezmę w nim udział i będę starał się dobrze bawić, równocześnie próbując dostarczyć radochy graczom. Mam nadzieję, że będzie warto choćby dla jednej sesji.
Ponieważ nigdy nie startowałem w fandomowym konkursie erpegowym, postanowiłem się zabezpieczyć, by potem nie wyjść na cymbała. Wiadomo, najpierw się ma dystans, a potem człowieka emocje ponoszą. Dlatego moje postanowienia przedPMMowe odwołują się do trafionego w dyszkę cytatu z neishina.
- Nie będę psioczył na PMM, by potem nie wystartować.
- Nie będę psioczył na PMM, za to, że bieżnia była rozmiękła, a dziki nażarły się jakiegoś świństwa, jeśli nie wygram albo sędziowie "nie poznają się na tym, jakim jestem wypasionym, stukilogramowym MG".
- Nie będę psioczył na sędziów PMM, bowiem "been there, seen that" i w ogóle jest to słabe.
- Dziewięć dla śmiertelników, ludzi śmierci podległych..., czyli co by było gdyby Aragorn, Legolas i Gimli spotkali się kilkadziesiąt lat wcześniej. Filmowy setting i możliwość wcielenia się w najbardziej kanoniczne postaci w historii fantasy. Czyli posłuchajcie i wszystko jasne.
- Posłuchajcie i wszystko jasne.
- Posłuchajcie i wszystko jasne.
13
Notka polecana przez: baczko, Ifryt, Iman, kaduceusz, Llewelyn_MT, Marigold, Mayhnavea, MEaDEA, neishin, rincewind bpm, Scobin, Shonsu
Poleć innym tę notkę