Krakon 2013, czyli jak nie hejtować
W działach: Konwenty | Odsłony: 1194Na fotce obok nasza dedekowa drużyna w składzie: drowka paladynka (czyt. drałka paladynka) M., krasnal kleryk mój, łotrzyk człowiek Jędrka, elfka czarodziejka Olgi i niezbyt rozgarnięty człowiek wojownik Marhevy. Sesja z gatunku - śmiechu co niemiara. Prowadzenie: Zsu-Et-Am.
Najpierw dykteryjka.
W sobotę braliśmy (Puszon, lucek, Foka, M. i ja) udział w panelu dyskusyjnym o tym, jak kiedyś robiło się konwenty. Takie tam smęty, jak to drzewiej bywało, ale chyba wyszło znośnie (Raport Obieżyświata nas filmował) i jeszcze rozdaliśmy stare koszulki ConStaru. Wśród paru poruszonych kwestii wyszło, że dziś jest więcej hejterstwa, oczywiście w sieci. A to bywa deprymujące, zwłaszcza gdy robi się coś fanowsko (jak konwenty). Trudno było się nie zgodzić, bo jeszcze w trakcie Krakonu na Fejsie można było czytać na bieżąco liczne posty zjeżdżające imprezę z góry na dół. Gdybym te 5-10 lat temu dostawał tego typu "szczery feedback" jeszcze przed zakończeniem imprezy, to nie wiem, czy wyszedłbym z org roomu.
Z tego powodu, ponieważ pewnie jeszcze trwa sprzątanie po konwencie, ja sobie z hejtem dam spokój. Jest i będzie go jeszcze w sieci sporo. Będzie też konstruktywna krytyka od naszego korespondenta, Zsu. Ja sam zwyczajnie nie mam serca dobijać imprezy, w której trakcie na ścianie pojawiła się tablica "skarg i zażaleń" i dość szybko pokryła się drobnym maczkiem narzekań. Dla mnie to bije łódzką akcję z koszulkami "jestem organizatorem, nie mogę ci pomóc", bo pochodzi od uczestników, czyli najważniejszych ludzi na konwencie.
Gdy piszę te słowa na oficjalnym wallu Krakonu ukazał się post o wyrazach uznania dla organizatorów. Zatem komuś się podobało. Fajnie.
Dla mnie, niestety, był to konwent, który uratowało mi parę osób (to taka standardowa formułka, gdy się chce napisać, że konwent "nie dał rady"). Zresztą, niech o tym, jak bardzo próbuję napisać coś dobrego o Krakonie 2013, świadczy fakt, że ten akapit skasowałem już z cztery razy.
Ludzie, ludzie
Ludzie mogą uratować każdy konwent. Podziękowania byłyby, tradycyjnie, na koniec. Ale nie będą, bo na Krakon fandom fantastyczno-erpegowy nie jeździ, więc ledwo na akapit by starczyło. Dwa lata temu do imprezy przylgnęła - zasłużenie - łatka imprezy m&a. Rok temu na Krakonie nie byłem, ale w tej kwestii nic się nie zmieniło. Znajomych twarzy trochę było i zawsze miło było zobaczyć Madi (dzięki za uratowanie akredytacji), Emila, Kubę Jamrozika, Martiniego, MaWro, Kornika, Krzysia, PWCa, Zółwia, Wąskiego, Morfiona, Krakonmana, Alicję, Toudiego, Szepta, Ertaia , ekipę Raportu Obieżyświata czy wreszcie Indianina, czyli człowieka, który dekadę temu robił nam ochronę. Jak o kimś zapomniałem, a się poczuwa, to przepraszam.
Bardzo fajnie było też pogadać z Hassanem, czyli człowiekiem, który stoi za koordynacją reaktywacji Imladrisu. To już tej jesieni. Trzymam kciuki.
Ale konwent udał się nam dzięki Gary'emu Gygaxowi i Zsu. Okazało się bowiem (info za: Szponer), że w sobotę wypadła 75. rocznica urodzin autora DeDeków. Z tej okazji zagraliśmy sobie w doborowym łódzkim gronie, przy pizzy, piwku i coli (jak Cthulhu przykazał) w lajtową, funową sesję w Loszki i Smoczki. Na tym nie koniec, bo wieczorem Zsu zrobił jeszcze żółte curry i tikkę masalę. Doprawiliśmy to sommersby i seansem Jak wytresować smoka. Mam nadzieję, że Gary spojrzał na nas z krytycznym (takim za 20+) uśmiechem.
Dlaczego za rok odpuszczam
Staram się chodzić na lokalne kony. Takie spłacanie długu z przeszłości. No i żeby potem mieć prawo marudzić. Ale za rok Krakon opuszczę z czystym sumieniem.
Panowie (i panie), pewnie się staraliście, ale na tym konwencie naprawdę nic dla mnie nie ma. Przede wszystkim w programie.
Ale także w tym, co wnosi ze sobą mangowa konwencja. Od czasu cosplaya sprzed dwóch lat mam wiele uznania dla tej całej zabawy (z małym zastrzeżeniami dla zawartości). Cieszę się, że ludzie mogą się w ten sposób bawić, że mają miejsce, gdzie takie przebieranki nie są obciachowe, ale doceniane. Kolejka na tegoroczny cosplay w Studio też robiła wrażenie. Mogę nawet puścić mimo uszu chamskie, szowinistyczne komentarze ludzi ze środowiska sf-f-rpg, którzy cieszą się, że "przynajmniej mogą sobie popatrzeć na młode laski".
Ale mnie nie bawi to, że na Krakonie obok ludzi z kartkami "free hugs" trafiam na dziewczyny z kartkami "free fucks" na pupach. To jest ta część kultury współczesnej Japonii, którą jednak warto pozostawić za oceanem. Na Krakonach się wychowałem, tutaj uczyłem się robić kony i odwalałem najbardziej przyziemne fuchy. Dlatego zwyczajnie przykro na to patrzeć. A Krakon niejedną żenującą sytuację widział...
Nie służy Wam też to, że najwyraźniej bywalcy imprez mangowych nie mają wygórowanych wymagań. Tak jakby wystarczyło dać im budynek i stoiska z pinami. Branża sf-f-rpg doczekała się jednak nie tylko nieosiągalnego Pyrkonu, ale imprez na 1-2k osób, z których powinniście czerpać wzór.
Tutaj pozwolę sobie zakończyć akapit cytatem ze swojej notki sprzed dwóch lat. Mam wrażenie, że pasuje jak ulał:
Niestety było widać, że w ekipie robiącej konwent brakuje chemii. Rozlatująca się obsługa, wszyscy narzekający na wszystkich, nikt nic nie wie. Efekt: wrażenie niechlujstwa, od informatora począwszy na organizacji szkoły skończywszy. Widać było, że część orgów i ludzi z obsługi się stara, ale to jednak za mało, by zrobić porządnie tak duży konwent. Może mangowcom to wystarcza, ale w fandomie SF&RPG standardy wyznaczają Pyrkon, AVA czy Falkon.
Nie hejtujcie się sami
Nawiązując do powyższego autocytatu (wiem, to nieładnie tak robić)... Organizatorzy konwentu nie muszą się kochać. Pewnie, fajnie jest, jak panuje między nimi jakaś chemia i dobrze się ze sobą czują. To potem widać. Ale można też po prostu zachować się profesjonalnie i ewentualne animozje zostawić sobie na po konwencie.
Gdy konwent "nie idzie", panuje chaos, mnożą się wpadki, pewnie nie jest łatwo powstrzymać się od zwalania na innych. Ale robienie tego na konwencie to strzał w stopę. Własną.
Mówi Wam to Gortek, krasnoludzki kleryk, poziom 3 (czyli był sens dawać mu imię). Mam Mądrość +5. Wiem, co gadam.
A na koniec, specjalnie dla orgów Krakonu i każdego, kto się poczuwa...