01-01-2009 03:41
Nowy Rok bez gniewu
W działach: Film | Odsłony: 2
Przepis na udanego sylwka jest prosty. Ukochana osoba, dwie butelki wina, nieodbieranie telefonu. Całość należy doprawić paroma filmami. Można puszczać co roku Dziwne dni, albo iść z duchem czasu.
Testujemy od paru lat, działa, polecamy.
Nadejście Nowego Roku nie jest dla mnie wybitnym powodem do świętowania. Zwłaszcza gdy w tym czasie inni ludzie, kawałek świata dalej nie robią sobie przerwy na tłuczenie się. Nawalić się można na urodzinach, przynajmniej pretekst zacny.
Jest to za to fajny moment, by zobaczyć, co się przegapiło w roku minionym. Czyli - zamiast patrzeć w przód, zerkamy za siebie. I zahaczamy supermarket (padło na Reala), by kupić kilka zaległych filmów.
Na pierwszy ogień poszedł Ratatuj. Dobry kawałek filmu, bo sprowokował do zrobienia sobie chińszczyzny (dobre kino, np. Przystanek Alaska, pobudza do gotowania i jedzenia). Przy okazji ciekawy przypadek odchodzenia od konwencji czysto komediowej w kreskówkach.
A skoro o innowacjach mowa - na drugi ruszt wrzuciliśmy Wall.Ego. Szukam miejsca w top3 ukochanych kreskówek między Nemo, Persepolis i Planetą skarbów. Z pewnością autorzy mieli jaja, że zrobili film, który przez 90% czasu nie zawiera żadnych gagów i po prostu pochodzi z zupełnie innej planety niż większość produkcyjniaków dla dzieciaków z bigmakiem w pakiecie. Rewelka, chce się mieć dzieci, by móc im takie cudeńka pokazywać.
Wall.E zmusił też do postawienia sobie pytania - co warto byłoby po sobie zostawić pokoleniu +700 lat. I tutaj, gdy żonka już kima po paru lampkach winka, przychodzi czas na odpowiedź.
Crash, ochrzczony u nas Miastem Gniewu, przeszedł tak nieco bokiem. W roku 2005 o Oscara biło się kilka innych świetnych filmów, a wygrał taki, który w Polsce przeszedł bez echa. Oglądaliśmy go wtedy, oglądałem go przed chwilą.
Jeśli nie widzieliście - zobaczcie. Jeśli widzieliście - zobaczcie ponownie. To typ filmu, który zyskuje przy kolejnych spotkaniach. Odsłania się maestria scenariusza, odkrywają nowe ukryte sensy. Myślę, że można by go włożyć do pudełka z adresem: "Ludzkość. Planeta Ziemia. Obejrzeć za 10, 50, 100 lat". Chętnie sprawdziłbym jego siłę co najmniej po dwóch pierwszych okresach czasu. Dla mnie przynajmniej trzy sceny to top3 najmocniejszych sekwencji w historii kina.
Samych dobrych i pozytywnych zderzeń - koniecznie z ludźmi - w nadchodzącym roku życzę.
PS. Rozwiązanie konkursu Thorgalowego niebawem. Rozgryzam orzech.
Testujemy od paru lat, działa, polecamy.
Nadejście Nowego Roku nie jest dla mnie wybitnym powodem do świętowania. Zwłaszcza gdy w tym czasie inni ludzie, kawałek świata dalej nie robią sobie przerwy na tłuczenie się. Nawalić się można na urodzinach, przynajmniej pretekst zacny.
Jest to za to fajny moment, by zobaczyć, co się przegapiło w roku minionym. Czyli - zamiast patrzeć w przód, zerkamy za siebie. I zahaczamy supermarket (padło na Reala), by kupić kilka zaległych filmów.
Na pierwszy ogień poszedł Ratatuj. Dobry kawałek filmu, bo sprowokował do zrobienia sobie chińszczyzny (dobre kino, np. Przystanek Alaska, pobudza do gotowania i jedzenia). Przy okazji ciekawy przypadek odchodzenia od konwencji czysto komediowej w kreskówkach.
A skoro o innowacjach mowa - na drugi ruszt wrzuciliśmy Wall.Ego. Szukam miejsca w top3 ukochanych kreskówek między Nemo, Persepolis i Planetą skarbów. Z pewnością autorzy mieli jaja, że zrobili film, który przez 90% czasu nie zawiera żadnych gagów i po prostu pochodzi z zupełnie innej planety niż większość produkcyjniaków dla dzieciaków z bigmakiem w pakiecie. Rewelka, chce się mieć dzieci, by móc im takie cudeńka pokazywać.
Wall.E zmusił też do postawienia sobie pytania - co warto byłoby po sobie zostawić pokoleniu +700 lat. I tutaj, gdy żonka już kima po paru lampkach winka, przychodzi czas na odpowiedź.
Crash, ochrzczony u nas Miastem Gniewu, przeszedł tak nieco bokiem. W roku 2005 o Oscara biło się kilka innych świetnych filmów, a wygrał taki, który w Polsce przeszedł bez echa. Oglądaliśmy go wtedy, oglądałem go przed chwilą.
Jeśli nie widzieliście - zobaczcie. Jeśli widzieliście - zobaczcie ponownie. To typ filmu, który zyskuje przy kolejnych spotkaniach. Odsłania się maestria scenariusza, odkrywają nowe ukryte sensy. Myślę, że można by go włożyć do pudełka z adresem: "Ludzkość. Planeta Ziemia. Obejrzeć za 10, 50, 100 lat". Chętnie sprawdziłbym jego siłę co najmniej po dwóch pierwszych okresach czasu. Dla mnie przynajmniej trzy sceny to top3 najmocniejszych sekwencji w historii kina.
Samych dobrych i pozytywnych zderzeń - koniecznie z ludźmi - w nadchodzącym roku życzę.
PS. Rozwiązanie konkursu Thorgalowego niebawem. Rozgryzam orzech.