22-04-2008 21:10
Mistrz w Krakowie
W działach: Komiks | Odsłony: 14
Ten wpis powstaje w przerwie między odzyskiwaniem listy kontaktów na GG, cieszeniem się nowym kompem (Wiedźmin działa na luzie), update'owaniem sponsorów na stronie CS, obrabianiem biosów dla MG na Gramy!, pisaniem newsa o finalistach Quentina...
Dlatego będzie skrótowo. Aż nazbyt skrótowo, jeśli wziąć pod uwagę bohatera tego wpisu...
Ze Stanem Sakai mam same dobre wspomnienia.
Przede wszystkim te związane z jego genialnymi komiksami, w których pojawia się galeria bohaterów, o jakich wielu autorów może najwyżej pomarzyć. Ale mam też kilka osobistych wspomnień, które nakładają mi się na każdą lekturę opowieści o Usagim...
Pierwsze pochodzi z 2004 roku, gdy Sakai odwiedził MFK w Łodzi, a ja spisałem relację z tego spotkania dla WAKa. To był jeden z moich pierwszych MFK, a możliwość spotkania Stana i wracania z nim jednym pociągiem (miał następnego dnia sesję w krakowskim Empiku) - podkreślam: jednym pociągiem, nie w jednym przedziale! - postrzegałem jak ocieranie się o półboga komiksu. Zwłaszcza, że ze sceny, na której pokazywał, jak pracuje, zwinąłem szkicowy storyboard formatu A3 przedstawiający potyczkę Usagiego z bandytami. Przez lata wisiał na ścianie nad moim komputerem...
Dwa, może trzy lata później w różnych sklepach komiksowych w Polsce miała miejsce fajna akcja promocyjna. Każda osoba, która wydała trochę pieniążków na komiksy, brała udział w losowaniu artbooka wydanego z okazji 20. urodzin królika-samuraja. Stałem w krakowskim Fankomiksie, wrzucałem kupon, a obok mnie to samo robił inny miłośnik obrazków z dymkami. Rzuciłem do niego coś w stylu:
- Gdybyś wygrał, a nie był zainteresowany książką, zadzwoń.
No i tydzień później dostałem telefon, a przepiękna kniga z cudownymi pracami Sakai znalazła się w kolekcji...
...i wczoraj została ozdobiona rysunkiem Stana Sakai, który niemal wyrwał mi artbooka z rąk i poszalał sobie na całej przestrzeni A4.
Samo spotkanie było bardzo sympatyczne, prowadzone w kameralnej atmosferze (salka w Cafe Szafe zgromadziła 30-40 osób). Karol Konwerski kierował nim chyba głównie z myślą o osobach, które pierwszy raz mogły posłuchać przybysza z Hawajów. I w zasadzie dobrze, choć nie dowiedziałem się wiele więcej ponad to, co można znaleźć pod linkiem nieco wyżej (widziałem, że Kuba Oleksak z Below Radars notował, więc będzie to można niebawem zweryfikować). Dobrze wiedzieć, że Sakai jest w formie i że się nie zmienia.
I pozostaje wciąż tym samym pogodnym facetem, który niewielką grupkę fanów w kameralnej kafejce traktuje tak samo jak widownię wielkich amerykańskich komiksowych spędów. Jak na potomka samurajów przystało.
Fotka: Jan 'johnny' Lorek - dzięki johnny!
Dlatego będzie skrótowo. Aż nazbyt skrótowo, jeśli wziąć pod uwagę bohatera tego wpisu...
Ze Stanem Sakai mam same dobre wspomnienia.
Przede wszystkim te związane z jego genialnymi komiksami, w których pojawia się galeria bohaterów, o jakich wielu autorów może najwyżej pomarzyć. Ale mam też kilka osobistych wspomnień, które nakładają mi się na każdą lekturę opowieści o Usagim...
Pierwsze pochodzi z 2004 roku, gdy Sakai odwiedził MFK w Łodzi, a ja spisałem relację z tego spotkania dla WAKa. To był jeden z moich pierwszych MFK, a możliwość spotkania Stana i wracania z nim jednym pociągiem (miał następnego dnia sesję w krakowskim Empiku) - podkreślam: jednym pociągiem, nie w jednym przedziale! - postrzegałem jak ocieranie się o półboga komiksu. Zwłaszcza, że ze sceny, na której pokazywał, jak pracuje, zwinąłem szkicowy storyboard formatu A3 przedstawiający potyczkę Usagiego z bandytami. Przez lata wisiał na ścianie nad moim komputerem...
Dwa, może trzy lata później w różnych sklepach komiksowych w Polsce miała miejsce fajna akcja promocyjna. Każda osoba, która wydała trochę pieniążków na komiksy, brała udział w losowaniu artbooka wydanego z okazji 20. urodzin królika-samuraja. Stałem w krakowskim Fankomiksie, wrzucałem kupon, a obok mnie to samo robił inny miłośnik obrazków z dymkami. Rzuciłem do niego coś w stylu:
- Gdybyś wygrał, a nie był zainteresowany książką, zadzwoń.
No i tydzień później dostałem telefon, a przepiękna kniga z cudownymi pracami Sakai znalazła się w kolekcji...
...i wczoraj została ozdobiona rysunkiem Stana Sakai, który niemal wyrwał mi artbooka z rąk i poszalał sobie na całej przestrzeni A4.
Samo spotkanie było bardzo sympatyczne, prowadzone w kameralnej atmosferze (salka w Cafe Szafe zgromadziła 30-40 osób). Karol Konwerski kierował nim chyba głównie z myślą o osobach, które pierwszy raz mogły posłuchać przybysza z Hawajów. I w zasadzie dobrze, choć nie dowiedziałem się wiele więcej ponad to, co można znaleźć pod linkiem nieco wyżej (widziałem, że Kuba Oleksak z Below Radars notował, więc będzie to można niebawem zweryfikować). Dobrze wiedzieć, że Sakai jest w formie i że się nie zmienia.
I pozostaje wciąż tym samym pogodnym facetem, który niewielką grupkę fanów w kameralnej kafejce traktuje tak samo jak widownię wielkich amerykańskich komiksowych spędów. Jak na potomka samurajów przystało.
Fotka: Jan 'johnny' Lorek - dzięki johnny!