30-11-2012 23:29
Generator Argumentów Flejmowych
W działach: Życie jest nowelą | Odsłony: 253
Za ostatecznego kopenwpupen do napisania tej notki dziękuję Aesandillowi.
Często, czytając dyskusje pod artami i blogami, spotykam się z opinią, że "starym się nie chce już dyskutować". Komu się nie chce, temu się nie chce. Rzecz w tym, że gdy czyta się Internet w całości drugi raz to rzeczywiście się odechciewa, nie robi on już na czytelniku takiego wrażenia. Tematy się powtarzają (o wyższości storytellingu nad kostkami czy Howarda nad Tolkienem), argumenty również.
I to właśnie powtarzalność argumentacji bywa najbardziej zniechęcająca do dyskutowania.
Ale dyskutować trzeba, wiadomo. W końcu ktoś w Internecie się myli i nie można mu pozwolić, by tkwił w mrokach niewiedzy. Jeśli jest się młodym flejm warriorem, sprawa jest prosta: klawiatura w garść i idziemy na żywioł. Gdy się jest jednak flejmerem nieco starszym, trzeba mieć dużo zapału i wyobraźni, by po raz setny powtarzać to samo innymi słowami. Jakimś wyjściem byłoby zapisywanie sobie całych akapitów na dysku i przeklejanie ich z równoczesną podmianą słów kluczowych (nicka cymbała lub nazwy kretyńskiego poglądu). Prawdziwy flejmer jednak nie zniży się do takiego wyjścia, podobnie jak nie postanie mu w głowie, by ignorować (tak samemu, bez ficzera?!) ludzi, z którymi nie chce mu się gadać.
Z tego powodu, ku pożytkowi noobów i zblazowanych weteranów, wrzucam ten oto malutki wypasiony generatorek. Młodych oświeci, w starszych może na nowo roznieci płomień. Jest to dzieło kompletne i jak ktoś napisze inaczej, to mu skasuję komentarz. Ale jak bardzo się komuś chce, to może dorzucić coś od siebie, dostanie najwyżej protekcjonalnym trollem.
Uwaga: Lista nie zawiera argumentów typu "No chyba twój" albo "Jesteś brzydki", które polecam stosować wyłącznie w tym, no, realu, gdyż wymagają odpowiedniego tonu głosu oraz oceny walorów fizjonomicznych oponenta. W sieci ironii w ogóle stosować nie warto, bo zdolność jej odbioru w narodzie jest na wymarciu, a w Internecie to już w ogóle. To już lepiej ganiać na skargę do moderatora/admina, że przegrywasz we flejmie.
Odwoływanie się do instancji wyższej jest w ogóle słabe, dlatego odradzam też argument "Pozew!". Po pierwsze, może się okazać, że ktoś powie "sprawdzam" (zazwyczaj ludziom się nie chce, ale po co ryzykować, gdy istnieją zagrywki kuloodporne?) i zmarnujesz sporo czasu na zabawach z panią Wesołowską. Po drugie podpadałoby zaś pod regulamin, a autobahnowanie to specjalność gowera (z tego miejsca pozdrawiam Cię, gowerze).
Dobra, bo już się tl;dr robi. A zatem: rzuć k10 lub wybierz!
1. tl;dr
Czyli: nie chciało mi się czytać, ale już skomentować tak. Totalne przedszkole, bo odsłania Cię na strzał i ryzykujesz, że będziesz musiał przeczytać choć akapit, by odnieść się do kontrargumentu. Warto stosować tylko do tekstów, podczas lektury których przynajmniej dwa razy przescrollowałeś ekran (dobry przykład stanowi ta notka).
2. Syndrom ofiary
Czyli: ja to się nie znam albo ja prosty humanista/Ściślak/cham jestem. Obowiązkowo po takim rozpoczęciu wypowiedzi należy dodać ale uważam, że i można pisać, co się myśli. Argument z gatunku prostych, przez co ryzykowny. Jak trafi się na litościwego rywala, to Cię nie zdissuje i pozwoli uczestniczyć w dalszej dyskusji. Wtedy go masz, bo przyznał, że do rozmowy nie jest potrzebna żadna specjalistyczna wiedza i sprowadzasz go na swój poziom. Jak flejmer litości nie zna, to sam się prosiłeś o pełnego politowania PLONKA.
Odwrotnością tego chwytu jest domaganie się na potwierdzenie każdej tezy linka do wiarygodnego (dla Ciebie oczywiście) źródła i zbijanie podanych źródeł na podstawie ich niewiarygodności (dla Ciebie oczywiście). Sam nigdy nie podawaj żadnych źródeł. Jesteś ostry jak brzytwa i nie musisz się podpierać autorytetami.
3. Grammar nazi
Czyli: zainwestuj w korektora, bo Ci się tekst rozjeżdża. Wytykanie błędów w ortografii i interpunkcji jest łatwe, proste i przyjemne, wystarczy skończyć podstawówkę i odróżniać "u" zwykłe od "u" niezgłoskotwórczego. Nie przejmuj się tym, że nawet w poważnych wydawnictwach literówki to norma (wynikająca po prostu z realiów), większość ludzi o tym nie wie i im zaimponujesz wyłapując babola. Poz tym liczy się tylko to, żebyś był "pierwszy!". Jeśli zdążyłeś przed innymi, zwłaszcza przed autorem wypowiedzi, którą dissujesz, to pozostaje już tylko utrzymać dystans. Jeśli rywal ma, daj Boże, dysleksję, to jeszcze możesz ją wyśmiać jako "wydumane schorzenie wychowywanych bezstresowo dzieci".
4. Wołaczu, wybieram cię!
Czyli: ależ repku, co Ty, repku, gadasz. Pogłoski o śmierci ostatniego z przypadków w jego nierównej Mianownikowi formie są grubo przesadzone. Należy więc z niego korzystać, póki dycha. Ten chwyt nie jest argumentem w sensie ścisłym, lecz stanowi wstęp do wyższej szkoły jazdy. Jego protekcjonalny, lekko przymilny ton pozwala Ci uśpić czujność rywala i wykończyć go czekającym w pogotowiu finiszerem.
Uwaga: Pod żadnym pozorem nie zdrabniać Wołacza! Ofiara potraktowana "repciem" lub "repeczkiem" może się spłoszyć i zamknąć w sobie.
5. Głębia doświadczenia
Czyli: a bo ja się z tym nie spotkałem lub – w wersji dla erpegowóców – z mojego wieloletniego doświadczenia jako MG/gracza wynika, że... Argument potężny, choć obosieczny, bo można dostać kontrargumentem, że się nie znasz i niewiele widziałeś. Wtedy musisz się nastawić na topornego ping-ponga. Argument wymaga zatem ogromnego, niezachwianego przekonania o tym, że postrzegana przez Ciebie rzeczywistość jest tą prawdziwą i poznałeś zasady nią rządzące.
Wersją tego argumentu jest, tak zwana, rzeczywistość alternatywna. Objawia się ona, przykładowo, w wypowiedzi chyba oglądaliśmy dwa różne filmy (wymiennie z komiksy/książki). Stosując ten argument, sugerujesz, na przykład, że przeciwnik zupełnie nie zrozumiał, że Batman to film realistyczny, albo że Zmierzch jest toksyczny. Jak wyżej – musisz być przekonany o swojej dogłębnej racji. Ale to się samo przez się rozumie.
6. Racjonalizm FTW
Czyli: wiesz, to przecież tak już jest vel to prawo rynku. Stosuj bez litości, gdy ktoś zwraca uwagę na jakiś bzdurny problem, by wyjaśnić mu jego źródło. Gdy zrozumie Twoją argumentację, jego problem zniknie. Tak proste, że nie wymaga tłumaczenia. Tak po prostu jest.
7. Reset
Czyli: ale wróćmy do tematu. To argument służący jako przedostatnia deska ratunku. Stosuj w najgorszym możliwym momencie, czyli wtedy gdy przeciwnik wyłoży Ci swoją perspektywę i flejm zacznie się do niej odnosić. To grząski grunt, bo oznacza, że w ogóle rozważasz perspektywę przeciwnika jako godną rozpatrywania. Wtedy przydaje się przycisk reset, po którym wracasz do swojej pierwszej wypowiedzi.
Uwaga: Jeśli rywal jest twardy, to dyskusja zacznie się od początku. Musisz więc albo być twardszy, albo liczyć na to, że oponent wygłosi sakramentalne chyba się zaczynamy powtarzać. No, chyba on.
8. Piernik i wiatrak
Czyli: nie ma czyli. To trudny chwyt, choć przy naturalnym talencie można stosować go mimowolnie. Opiera się na kontekście podstawowego wywodu rywala. Musisz znaleźć tezę, która stereotypowo łączy się z tezą, której broni przeciwnik. Przykładowo: jeśli uważa, że "granie bez kostek jest lepsze niż z kostkami", to należy potraktować to jako deklarację, że "granie bez mechaniki jest lepsze niż z mechaniką". Jeśli się nie zorientuje, że zmieniłeś temat, to za chwilę przyzna Ci rację - bo przecież wcale tak nie myśli. I po sprawie. Nawet nie zauważy, co go trafiło.
To chwyt, który na wyższym poziomie wtajemniczenia pozwala puścić wodze wyobraźni i łączyć sfery, które wydawały się pozornie odległe. Paradoksalnie, im bardziej brawurowe i absurdalne skojarzenie, tym mocniejszą ranę może zadać. Jeśli dobrze opanujesz ten argument, możesz także swobodnie zmieniać temat dyskusji na bardziej Ci pasujący i wygrywać na tych "z góry upatrzonych pozycjach". W ten sposób możesz zacząć od dyskusji od wyższości mechaniki bezkostkowej nad kostkową, a skończyć na zmiażdżeniu rywala w sporze o parytet na okładkach paranormal romance.
9. De gustibus
Czyli: bo dispuntandum to kwestia gust est non. Strzał z grubej armaty, więc nie warto stosować na tyldy. Wytrawny flejmer wie, że warto stosować go tylko w dyskusjach na tematy dotyczące sztuki, książek, filmów czy komiksów. W końcu w ich przypadku wszystko można sprowadzić do podoba się lub nie podoba się. Dlatego Zmierzch może się podobać jako kino psychologiczne, a Avengersi jako najlepszy film superbohaterski ever.
Alternatywnie, jeśli czujesz się na siłach, możesz niuansować, że wszystko to "kwestia konwencji". Tylko ostrożnie, bo możesz się dowiedzieć, że to też "kwestia gustu".
10. Goodwin Godwin i Stalin
Czyli: a wiesz kto też miał takie pomysły? W zasadzie, by używać zaklęcia z tego poziomu na k10 powinno się wyrzucić przynajmniej 11. Szczytowe osiągnięcie internetowej argumentacji. Dla tych, którzy nie używali go, zanim stało się modne, szybkie wyjaśnienie. W swoim założeniach bardzo dobre, gdyż konfrontujące temat z ekstremum. Obecnie mocno wytarte, nie zaleca się go stosować flejm warriorom niższych poziomów, gdyż – zgodnie z definicją – oznacza pójście na łatwiznę i porażkę w dyskusji.
Znaczy się, chwila, oczywiście, że się zaleca stosowanie i to wszystkim! Jest to w końcu ostateczny argument, który sprawia, że przeciwnik w dyskusji albo poczuje się obrażony, albo uzna Cię za idiotę. Tak czy tak – Twoje na wierzchu, na polu flejma zostałeś sam, czyli zwycięski.
W warunkach polskich Prawo Goodwina jest szczególnie efektywne. Reductio Ad Hitlerum można bowiem rozszerzyć do Reductio Ad Stalinum. Zatem, jak argument wydaje Ci się prawacki, to jedziesz go lewym sierpowym Hitlerem, faszyzmem i nazimem, a jak lewacki, to z prawej poprawiasz Stalinem, socjalizmem i komunizmem.
Appendix 1: Czytanie ze zrozumieniem
Czyli: ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem. To bardziej chwyt niż argument, pomagający Ci ustawić sobie rywala w dyskusji do odstrzału. Stosuje się go nieco podobnie do chwytu "rzeczywistości alternatywnej" (patrz: chyba oglądaliśmy inny film). Wymaga również - jak wszystko tutaj - niezbitego przekonania o swojej racji.
Stosujesz go w sytuacji, gdy ktoś odpowiada na Twój argument i wyraźnie nie rozumie tego, co napisałeś, w ten sposób, w jaki chciałbyś, aby Cię zrozumiał. Słowem: jego subiektywizm jest zbyt subiektywny i trzeba go przykrócić do Twojego obiektywnie lepszego subiektywizmu. Nie przejmuj się za bardzo, dlaczego nie zostałeś zrozumiany - czy dlatego, że sprawa jest wielowymiarowa i ktoś wyciąga z tych samych danych inne wnioski (że co?!), czy dlatego, że zastosowałeś jakiś chwyt retoryczny, który nie padł na podatną glebę (co ja pisałem o ironii?). Ważne, że możesz wytknąć przeciwnikowi we flejmie niezrozumienie tekstu pisanego. How cool is that?
Chyba wyczerpaliśmy argumenty. Not.
To tyle. Proszę, nie dziękujcie. Od dziś już wiecie, że Internet is not for porn, lecz for war. A wojna nigdy się nie zmienia, argumenty też nie. Teraz znacie je wszystkie.
Często, czytając dyskusje pod artami i blogami, spotykam się z opinią, że "starym się nie chce już dyskutować". Komu się nie chce, temu się nie chce. Rzecz w tym, że gdy czyta się Internet w całości drugi raz to rzeczywiście się odechciewa, nie robi on już na czytelniku takiego wrażenia. Tematy się powtarzają (o wyższości storytellingu nad kostkami czy Howarda nad Tolkienem), argumenty również.
I to właśnie powtarzalność argumentacji bywa najbardziej zniechęcająca do dyskutowania.
Ale dyskutować trzeba, wiadomo. W końcu ktoś w Internecie się myli i nie można mu pozwolić, by tkwił w mrokach niewiedzy. Jeśli jest się młodym flejm warriorem, sprawa jest prosta: klawiatura w garść i idziemy na żywioł. Gdy się jest jednak flejmerem nieco starszym, trzeba mieć dużo zapału i wyobraźni, by po raz setny powtarzać to samo innymi słowami. Jakimś wyjściem byłoby zapisywanie sobie całych akapitów na dysku i przeklejanie ich z równoczesną podmianą słów kluczowych (nicka cymbała lub nazwy kretyńskiego poglądu). Prawdziwy flejmer jednak nie zniży się do takiego wyjścia, podobnie jak nie postanie mu w głowie, by ignorować (tak samemu, bez ficzera?!) ludzi, z którymi nie chce mu się gadać.
Z tego powodu, ku pożytkowi noobów i zblazowanych weteranów, wrzucam ten oto malutki wypasiony generatorek. Młodych oświeci, w starszych może na nowo roznieci płomień. Jest to dzieło kompletne i jak ktoś napisze inaczej, to mu skasuję komentarz. Ale jak bardzo się komuś chce, to może dorzucić coś od siebie, dostanie najwyżej protekcjonalnym trollem.
Uwaga: Lista nie zawiera argumentów typu "No chyba twój" albo "Jesteś brzydki", które polecam stosować wyłącznie w tym, no, realu, gdyż wymagają odpowiedniego tonu głosu oraz oceny walorów fizjonomicznych oponenta. W sieci ironii w ogóle stosować nie warto, bo zdolność jej odbioru w narodzie jest na wymarciu, a w Internecie to już w ogóle. To już lepiej ganiać na skargę do moderatora/admina, że przegrywasz we flejmie.
Odwoływanie się do instancji wyższej jest w ogóle słabe, dlatego odradzam też argument "Pozew!". Po pierwsze, może się okazać, że ktoś powie "sprawdzam" (zazwyczaj ludziom się nie chce, ale po co ryzykować, gdy istnieją zagrywki kuloodporne?) i zmarnujesz sporo czasu na zabawach z panią Wesołowską. Po drugie podpadałoby zaś pod regulamin, a autobahnowanie to specjalność gowera (z tego miejsca pozdrawiam Cię, gowerze).
Dobra, bo już się tl;dr robi. A zatem: rzuć k10 lub wybierz!
1. tl;dr
Czyli: nie chciało mi się czytać, ale już skomentować tak. Totalne przedszkole, bo odsłania Cię na strzał i ryzykujesz, że będziesz musiał przeczytać choć akapit, by odnieść się do kontrargumentu. Warto stosować tylko do tekstów, podczas lektury których przynajmniej dwa razy przescrollowałeś ekran (dobry przykład stanowi ta notka).
2. Syndrom ofiary
Czyli: ja to się nie znam albo ja prosty humanista/Ściślak/cham jestem. Obowiązkowo po takim rozpoczęciu wypowiedzi należy dodać ale uważam, że i można pisać, co się myśli. Argument z gatunku prostych, przez co ryzykowny. Jak trafi się na litościwego rywala, to Cię nie zdissuje i pozwoli uczestniczyć w dalszej dyskusji. Wtedy go masz, bo przyznał, że do rozmowy nie jest potrzebna żadna specjalistyczna wiedza i sprowadzasz go na swój poziom. Jak flejmer litości nie zna, to sam się prosiłeś o pełnego politowania PLONKA.
Odwrotnością tego chwytu jest domaganie się na potwierdzenie każdej tezy linka do wiarygodnego (dla Ciebie oczywiście) źródła i zbijanie podanych źródeł na podstawie ich niewiarygodności (dla Ciebie oczywiście). Sam nigdy nie podawaj żadnych źródeł. Jesteś ostry jak brzytwa i nie musisz się podpierać autorytetami.
3. Grammar nazi
Czyli: zainwestuj w korektora, bo Ci się tekst rozjeżdża. Wytykanie błędów w ortografii i interpunkcji jest łatwe, proste i przyjemne, wystarczy skończyć podstawówkę i odróżniać "u" zwykłe od "u" niezgłoskotwórczego. Nie przejmuj się tym, że nawet w poważnych wydawnictwach literówki to norma (wynikająca po prostu z realiów), większość ludzi o tym nie wie i im zaimponujesz wyłapując babola. Poz tym liczy się tylko to, żebyś był "pierwszy!". Jeśli zdążyłeś przed innymi, zwłaszcza przed autorem wypowiedzi, którą dissujesz, to pozostaje już tylko utrzymać dystans. Jeśli rywal ma, daj Boże, dysleksję, to jeszcze możesz ją wyśmiać jako "wydumane schorzenie wychowywanych bezstresowo dzieci".
4. Wołaczu, wybieram cię!
Czyli: ależ repku, co Ty, repku, gadasz. Pogłoski o śmierci ostatniego z przypadków w jego nierównej Mianownikowi formie są grubo przesadzone. Należy więc z niego korzystać, póki dycha. Ten chwyt nie jest argumentem w sensie ścisłym, lecz stanowi wstęp do wyższej szkoły jazdy. Jego protekcjonalny, lekko przymilny ton pozwala Ci uśpić czujność rywala i wykończyć go czekającym w pogotowiu finiszerem.
Uwaga: Pod żadnym pozorem nie zdrabniać Wołacza! Ofiara potraktowana "repciem" lub "repeczkiem" może się spłoszyć i zamknąć w sobie.
5. Głębia doświadczenia
Czyli: a bo ja się z tym nie spotkałem lub – w wersji dla erpegowóców – z mojego wieloletniego doświadczenia jako MG/gracza wynika, że... Argument potężny, choć obosieczny, bo można dostać kontrargumentem, że się nie znasz i niewiele widziałeś. Wtedy musisz się nastawić na topornego ping-ponga. Argument wymaga zatem ogromnego, niezachwianego przekonania o tym, że postrzegana przez Ciebie rzeczywistość jest tą prawdziwą i poznałeś zasady nią rządzące.
Wersją tego argumentu jest, tak zwana, rzeczywistość alternatywna. Objawia się ona, przykładowo, w wypowiedzi chyba oglądaliśmy dwa różne filmy (wymiennie z komiksy/książki). Stosując ten argument, sugerujesz, na przykład, że przeciwnik zupełnie nie zrozumiał, że Batman to film realistyczny, albo że Zmierzch jest toksyczny. Jak wyżej – musisz być przekonany o swojej dogłębnej racji. Ale to się samo przez się rozumie.
6. Racjonalizm FTW
Czyli: wiesz, to przecież tak już jest vel to prawo rynku. Stosuj bez litości, gdy ktoś zwraca uwagę na jakiś bzdurny problem, by wyjaśnić mu jego źródło. Gdy zrozumie Twoją argumentację, jego problem zniknie. Tak proste, że nie wymaga tłumaczenia. Tak po prostu jest.
7. Reset
Czyli: ale wróćmy do tematu. To argument służący jako przedostatnia deska ratunku. Stosuj w najgorszym możliwym momencie, czyli wtedy gdy przeciwnik wyłoży Ci swoją perspektywę i flejm zacznie się do niej odnosić. To grząski grunt, bo oznacza, że w ogóle rozważasz perspektywę przeciwnika jako godną rozpatrywania. Wtedy przydaje się przycisk reset, po którym wracasz do swojej pierwszej wypowiedzi.
Uwaga: Jeśli rywal jest twardy, to dyskusja zacznie się od początku. Musisz więc albo być twardszy, albo liczyć na to, że oponent wygłosi sakramentalne chyba się zaczynamy powtarzać. No, chyba on.
8. Piernik i wiatrak
Czyli: nie ma czyli. To trudny chwyt, choć przy naturalnym talencie można stosować go mimowolnie. Opiera się na kontekście podstawowego wywodu rywala. Musisz znaleźć tezę, która stereotypowo łączy się z tezą, której broni przeciwnik. Przykładowo: jeśli uważa, że "granie bez kostek jest lepsze niż z kostkami", to należy potraktować to jako deklarację, że "granie bez mechaniki jest lepsze niż z mechaniką". Jeśli się nie zorientuje, że zmieniłeś temat, to za chwilę przyzna Ci rację - bo przecież wcale tak nie myśli. I po sprawie. Nawet nie zauważy, co go trafiło.
To chwyt, który na wyższym poziomie wtajemniczenia pozwala puścić wodze wyobraźni i łączyć sfery, które wydawały się pozornie odległe. Paradoksalnie, im bardziej brawurowe i absurdalne skojarzenie, tym mocniejszą ranę może zadać. Jeśli dobrze opanujesz ten argument, możesz także swobodnie zmieniać temat dyskusji na bardziej Ci pasujący i wygrywać na tych "z góry upatrzonych pozycjach". W ten sposób możesz zacząć od dyskusji od wyższości mechaniki bezkostkowej nad kostkową, a skończyć na zmiażdżeniu rywala w sporze o parytet na okładkach paranormal romance.
9. De gustibus
Czyli: bo dispuntandum to kwestia gust est non. Strzał z grubej armaty, więc nie warto stosować na tyldy. Wytrawny flejmer wie, że warto stosować go tylko w dyskusjach na tematy dotyczące sztuki, książek, filmów czy komiksów. W końcu w ich przypadku wszystko można sprowadzić do podoba się lub nie podoba się. Dlatego Zmierzch może się podobać jako kino psychologiczne, a Avengersi jako najlepszy film superbohaterski ever.
Alternatywnie, jeśli czujesz się na siłach, możesz niuansować, że wszystko to "kwestia konwencji". Tylko ostrożnie, bo możesz się dowiedzieć, że to też "kwestia gustu".
10. Goodwin Godwin i Stalin
Czyli: a wiesz kto też miał takie pomysły? W zasadzie, by używać zaklęcia z tego poziomu na k10 powinno się wyrzucić przynajmniej 11. Szczytowe osiągnięcie internetowej argumentacji. Dla tych, którzy nie używali go, zanim stało się modne, szybkie wyjaśnienie. W swoim założeniach bardzo dobre, gdyż konfrontujące temat z ekstremum. Obecnie mocno wytarte, nie zaleca się go stosować flejm warriorom niższych poziomów, gdyż – zgodnie z definicją – oznacza pójście na łatwiznę i porażkę w dyskusji.
Znaczy się, chwila, oczywiście, że się zaleca stosowanie i to wszystkim! Jest to w końcu ostateczny argument, który sprawia, że przeciwnik w dyskusji albo poczuje się obrażony, albo uzna Cię za idiotę. Tak czy tak – Twoje na wierzchu, na polu flejma zostałeś sam, czyli zwycięski.
W warunkach polskich Prawo Goodwina jest szczególnie efektywne. Reductio Ad Hitlerum można bowiem rozszerzyć do Reductio Ad Stalinum. Zatem, jak argument wydaje Ci się prawacki, to jedziesz go lewym sierpowym Hitlerem, faszyzmem i nazimem, a jak lewacki, to z prawej poprawiasz Stalinem, socjalizmem i komunizmem.
Appendix 1: Czytanie ze zrozumieniem
Czyli: ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem. To bardziej chwyt niż argument, pomagający Ci ustawić sobie rywala w dyskusji do odstrzału. Stosuje się go nieco podobnie do chwytu "rzeczywistości alternatywnej" (patrz: chyba oglądaliśmy inny film). Wymaga również - jak wszystko tutaj - niezbitego przekonania o swojej racji.
Stosujesz go w sytuacji, gdy ktoś odpowiada na Twój argument i wyraźnie nie rozumie tego, co napisałeś, w ten sposób, w jaki chciałbyś, aby Cię zrozumiał. Słowem: jego subiektywizm jest zbyt subiektywny i trzeba go przykrócić do Twojego obiektywnie lepszego subiektywizmu. Nie przejmuj się za bardzo, dlaczego nie zostałeś zrozumiany - czy dlatego, że sprawa jest wielowymiarowa i ktoś wyciąga z tych samych danych inne wnioski (że co?!), czy dlatego, że zastosowałeś jakiś chwyt retoryczny, który nie padł na podatną glebę (co ja pisałem o ironii?). Ważne, że możesz wytknąć przeciwnikowi we flejmie niezrozumienie tekstu pisanego. How cool is that?
Chyba wyczerpaliśmy argumenty. Not.
To tyle. Proszę, nie dziękujcie. Od dziś już wiecie, że Internet is not for porn, lecz for war. A wojna nigdy się nie zmienia, argumenty też nie. Teraz znacie je wszystkie.
37
Notka polecana przez: AdamWaskiewicz, Aesandill, baczko, beacon, chardros, Cooperator Veritatis, Dark_Archon_, earl, Eliash, Eva, gower, Jade Elenne, Jedi Nadiru Radena, Kaczorski, Klapaucjusz, MEaDEA, mr_mond, Ninetongues, Odol, Panthera, Petersburg, Petra Bootmann, Petros, Rapo, Rege, Rysia777, Salantor, Senthe, Specu, Steenan, strateks, Szept, Szponer, whitlow, zegarmistrz, Zireael
Poleć innym tę notkę