» Blog » Breaking Bad (and it feels good)
30-01-2014 00:33

Breaking Bad (and it feels good)

W działach: Film | Odsłony: 392

Breaking Bad (and it feels good)

Na tej lekko rozmytej fotce śp. Baileys, który obejrzał ze mną wszystkie odcinki serialu. Ale to był dobry kociak.

Tekst ukazał się pierwotnie w serwisie Pulpozaur. Dziękuję Katli za redakcję.

We wrześniu 2013 roku stacja AMC wyemitowała ostatni odcinek ostatniego sezonu serialu, który jeszcze za swojego ekranowego życia został uznany za najlepszy w historii telewizji. Zdecydowanie nie na wyrost.

Początki Breaking Bad wyglądają skromnie (przypadek przypomina The Walking Dead, również od AMC). Pierwszy sezon to zaledwie siedem epizodów, z czego cztery napisał sam pomysłodawca, Vince Gilligan. Sukces serii sprawił, że kolejne trzy sezony liczyły typowe dla letniego show trzynaście odcinków, a twórca koncepcji pisał już tylko pojedyncze, finałowe scenariusze. Ostatni, piąty sezon został rozbity na dwie serie po osiem epizodów, dzięki czemu udało się – przynajmniej matematycznie – uniknąć "klątwy szóstego sezonu”. Zresztą, Gilligan i tak nie miał zamiaru czekać, aż jego genialne dziecko wyrośnie na zepsutego bachora.

Let's break...

Nasza mała wyliczanka sumuje się zatem do 62 epizodów, z których wiele stanowi malutkie arcydzieła sztuki filmowej. Sam pierwszy sezon można by z powodzeniem skrócić do pełnometrażowej produkcji gwarantującej Oscary. Bracia Coen pewnie nie pogardziliby takim projektem. Całość została zamknięta w przemyślany, niewymuszony sposób. Dzięki temu w ciągu tych pięciu lat nawet przez chwilę nie mieliśmy wrażenia, że twórcy nie wiedzą, dokąd zmierzają. Widzowie mieli poczucie, że finał będzie godnie wieńczył dzieło. I tak też się stało, czego efektem była rosnąca z roku na rok frekwencja przed telewizorami.

Poza doskonałymi scenariuszami o potędze Breaking Bad zdecydowały też kreacje aktorskie. Nagrody Emmy zgarnęli Bryan Cranston (trzy razy), Aaron Paul i Anna Gunn.

Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim Cranston, którego sukces można porównać do tego, który w serialowym światku stał się udziałem Hugh Lauriego. Cranston stworzył hipnotyzującą postać Waltera (Walta) White’a, zwykłego nauczyciela chemii, który ma na karku piąty krzyżyk, kredyt i prawie dorosłego niepełnosprawnego syna. Razem z żoną wiodą niezbyt radosne, ale spokojne życie, które przerywa wieść o chorobie nowotworowej Walta. Historia z życia wzięta, na dodatek osadzona we współczesnych amerykańskich realiach, w których brak odpowiednio wysokiego ubezpieczenia oznacza w najlepszym wypadku wyrok. W najgorszym – wyrok i wieczne długi dla rodziny.

Odpowiedzią na te problemy jest produkcja metamfetaminy. Początkowo ma to być sposób na szybkie zarobienie dużej sumy pieniędzy i zapewnienie bytu rodzinie po spodziewanej, rychłej śmierci. Z czasem jednak Walt odkrywa, że jest dobry w tym, co robi – czyli w „pichceniu” narkotyków. Dla starzejącego się, niespełnionego zawodowo mężczyzny zyskana w ten sposób pewność siebie jest uzależniająca jak narkotyk. Cranston pokazuje ten proces w fascynujący sposób, a przestępcze alter ego jego postaci, Heisenberg, zyskało już w popkulturze status porównywalny z Kaiserem Soze.

fot. AMC

...for good

Jednak nawet świetny aktor nie poradziłby sobie na ekranie sam – trzeba jeszcze mieć z kim i do kogo grać. Na pierwszym planie Cranstonowi asystują Aaron Paul i Anna Gunn.

Ten pierwszy gra Jessego Pinkmana, byłego ucznia White’a, który jednak nie przykładał się zbytnio do nauki, a nie stronił od narkotyków. Gdy wchodzą w przestępczą spółkę, relacja między mężczyznami staje się bardzo bliska. Bliska, ale przy tym toksyczna. Na przestrzeni pięciu sezonów dochodzi między nimi do spięć i pojednań, lecz siła charakteru despotycznego Walta jest zbyt wielka. Im bardziej Walt chce zapanować nad sytuacją i "chce dobrze” dla osób, które są dla niego ważne, z tym większą mocą ściąga na wszystkich nieszczęścia.

Gunn wciela się w Skylar – żonę Waltera, w zasadzie zwykłą panią domu, na której siłą rzeczy odbijają się problemy męża. Tak jak Pinkman jest jego partnerem w biznesie, tak na relacjach ze Skylar odciskają się wszystkie dramaty związane z podejmowanymi wyborami. Skylar nie jest postacią bezwolną i bezbronną, ale sytuacja, w której zostaje postawiona nie daje jej wielkiego pola manewru. I chociaż broni się z całych sił, ona również staje się ofiarą czynionego przez Walta zła.

Oczywiście Breaking Bad to nie tylko te trzy postaci, ale również galeria bohaterów drugiego planu. Osobnego, humorystycznego serialu ma doczekać się w listopadzie 2014 roku Saul Goodman (grany przez Boba Odenkirka). Emocjonującą kreację stworzył również Dean Norris grający szwagra Walta, a zarazem ścigającego go agenta DEA. W poszczególnych sezonach wprowadzano też umiejętnie nowe postaci, ale serial nigdy nie wpadł w pułapkę telenowelozy, zmuszającej scenarzystów do tworzenia scen dla wszystkich, nawet drugorzędnych bohaterów. Gilligan dla dobra historii i napięcia nie bał się poświęcać (dosłownie) nawet najbardziej lubianych postaci. W ten sposób cieszymy się oglądaniem kilku głównych bohaterów, a aktorzy mogą wykazać się swoimi umiejętnościami w długich, świetnie zakomponowanych scenach. O czym może przekonać się każdy, kto obejrzy prawdziwy majsterszyk, czyli 10. odcinek 3. serii zatytułowany Fly. Zresztą, już za same intra do wielu odcinków twórcy BB zasłużyli na własną chmurkę w serialowy niebie.

...or worse

Gilligan fachu pisarskiego uczył się na X-Files. Ale BB z Archiwum nie łączy poza tym nic.

Breaking Bad od samego początku mistrzowsko łączy groteskowy, niekiedy makabryczny humor z ciężkimi tematami. Gilligan swoje dzieło porównuje do westernów i rzeczywiście mamy tu do czynienia z "historią z pogranicza”, na którym bardzo łatwo przejść na ciemną stronę. Jeden zły wybór, jedno – wydaje się usprawiedliwione – kłamstwo uruchamiają cały splot dramatycznych wydarzeń.

BB to moralitet, który jednak nie wpada w pułapkę łopatologicznego moralizatorstwa. Nie zobaczymy tutaj łzawych scen, w których główny bohater widzi, jak produkowane przez niego narkotyki niszczą ludzi. Narkomani przedstawieni są jako życiowi wykolejeńcy lub przypadki tragiczne. Sam Walt mocniej będzie dostrzegał, jak przestępczy proceder zmienia jego samego. A wcześniej ukryte cechy charakteru, z pozoru pozytywne, zniszczą jego "przykładną amerykańską rodzinę”. Walter White to ten typ bohatera, któremu współczujemy, gdy – na własne życzenie – cierpi z powodu swojej dumy.

The best of the best?

Czy Breaking Bad to rzeczywiście najlepszy serial wszech czasów? To zawsze kwestia względna i trochę zależna od gustu, ale też trafienia we właściwy moment. Dzisiejszy serialowy widz jest coraz bardziej wybredny i trudno go zachwycić. Gilligan zdołał połączyć to, co wydaje się najważniejsze: nietuzinkowy pomysł, świetne scenariusze i pasjonujące postaci. Do tego doszli perfekcyjnie poprowadzeni aktorzy, którzy stworzyli niezapomniane, głębokie kreacje.

Wszystkie te elementy spaja "czynnik X” (może wyniesiony z Archiwum?). Czyli ten nieuchwytny błysk geniuszu, który decyduje, że serial "jeden z wielu” staje się "jedynym w swoim rodzaju”.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Edgar Allan
   
Ocena:
+1

Piszesz jak jest. A właściwie jak było. Chlip.

Serial jest wyśmienity, to racja. Dramat psychologiczny, polany dużą ilością sosu z kina gangsterskiego, filmów akcji, ale także humoru - czarnego, dosadnego, makabrycznego. No i oczywiście mistrzowskie kreacje aktorskie.

Pamiętam, że to chyba właśnie podczas rozmowy z Tobą, stwierdziłem, że z całej filmowej historii najbardziej urzekło mnie wyznanie Waltera, w ostatnim odcinku serialu. Jakież to było stwierdzenie? Wiedzą Ci, którzy oglądali. ;) Niemniej jednak podkreślało ono całą wewnętrzną przemianę jaką przeszedł White w drodze do zostania Heisenbergiem.

Dzięki za podsumowanie! ;)

30-01-2014 01:34
Repek
   
Ocena:
+1

Ja właśnie oglądam jeszcze raz, skończyłem 4. sezon. Jego finał bije nawet finał całego serialu.

SPOILERY

Sporo rzeczy ciekawych rzuca się w oczy przy powtórnym oglądaniu. Np. powracający motyw chłopców wchodzących w drogę Jessego [jakby chcieli go zawrócić] czy świetnie pokazana relacja Skylar-Walt. Tutaj byłem np. przekonany, że w pewnym momencie coś między nimi zaczyna się układać [gdy Sky pierze brudną kasę i okazuje się, że jej samej też niewiele brakuje do przejścia na ciemną stronę mocy]. Nic z tych rzeczy - raz rozbite małżeństwo nigdy się de facto nie schodzi.

Ten serial, jak mało który, w ogóle przypomina film kinowy. Tutaj nic nie dzieje się dwa razy, nie są powtarzane te same historie. Jeśli dochodzi do jakiegoś zatargu czy kłótni, to jest ona jedyna w swoim rodzaju i istotna.

Co do "chlip", to ja szczerze mówiąc w ogóle nie rozpaczam. Bardziej płacze się po zarżniętych serialach, które ciągnięto bez sensu w nieskończoność. Inna sprawa, że BB zaczynało od takich sobie wyników oglądalności, by potem dać czadu.

Pozdro

30-01-2014 01:54
nerv0
   
Ocena:
0

Obejrzałem kilka pierwszych odcinków. Później zaś losowo, jak akurat byłem przed TV i właśnie leciało. Cóż, do mnie to co udało mi się zobaczyć jakoś średnio trafiło, nie wywołało opadu szczęki, ani wielkiego wow. W zasadzie niczego nie wywołało. Serial był i jest mi całkowicie obojętny.

30-01-2014 12:29
Repek
   
Ocena:
+5

@nerv0

Wiesz, Mody na sukces też nie da się oglądać wyrywkowo, by docenić jej geniusz. :P

Pozdro

30-01-2014 12:33
nerv0
   
Ocena:
0

No, ale wiesz, te kilka (chyba z 10) pierwszych odcinków obejrzałem jak bozia przykazała, ale kompletnie to do mnie nie trafiło...

30-01-2014 12:49
Repek
   
Ocena:
+1

@nerv0

"Kogo kogo tego kogo", jak mawiał klasyk. :) Cóż mogę napisać? Przecież nie powiem "nie znasz się"? :P [no offence]

Pozdro

30-01-2014 12:50
Repek
   
Ocena:
0

BTW, 10 odcinków to i tak nieźle, Mr Heisenberg nie wyśle Ci konwalii za karę. Mnie wystarczają 1-3, by wiedzieć, że szkoda czasu.

Pozdro

30-01-2014 13:11
nerv0
   
Ocena:
+1

No bo ja, jak już siadam do jakiegoś serialu, to z nastawieniem, że łatwo nie odpuszczę i nawet mimo początkowego zniechęcenia staram się dać mu szansę. Ale z czasem jakoś po prostu ochota mi przeszła.

Za to przy takim Lost nie wysiedziałem nawet jednego odcinka. :]

30-01-2014 14:34
Cherokee
   
Ocena:
0

Na pierwszym zdjęciu to jest gigantyczny kot-ludojad leżący na podłodze, czy zwykły kot lewitujący w czasie snu?

31-01-2014 15:51
Repek
   
Ocena:
0

To pierwsze na podnóżku.

Pzdr.

31-01-2014 15:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.