» Blog » I believe in Batman
03-08-2008 01:07

I believe in Batman

W działach: Film, Komiks | Odsłony: 3

I believe in Batman
Nie obiecuję, że nie będzie spoilerów, ale się postaram. Na niedawnym zlocie polterowym rozmawialiśmy, a jakże, o filmach. Wydaje mi się, że to Furiath się spytał, czy są teraz jakieś produkcje, na które naprawdę czekamy. Na początku – ze smutkiem – pomyślałem, że nie. Po zamknięciu LOTRa i Piratów wydawało mi się, że nie ma już takiego cyklu, który śledziłbym z równym napięciem i uwielbieniem. Po chwili jednak naszła mnie refleksja. A Batman, którym zachwycałem się dwa lata temu, w rok po premierze? Najciekawszy superbohater otrzymał najlepszy film o superbohaterach, a w rękach Nolana ryzyko, że kolejne odsłony będą słabe, spadło do zera. A jednak unikałem myślenia do Mrocznym Rycerzu. Nie bardzo się jednak udawało. Umarł Heath Ledger, a na łamach działu filmowego i komiksowego co chwila leciały teasery trailerów, trailery plakatów i plakaty teaserów. Unikałem ich jak ognia. Nie lubię oglądać filmów i odkrywać, że wszystko widziałem w zwiastunie. Nie lubię też nadmiernie się nakręcać, by później odkryć, że reżyserowi chodziło o coś zupełnie innego i się rozczarowałem. OK., why so serious? Mroczny Rycerz to przysłowiowy "odlot pyty" (copyright by SQVA). Zanim jednak na niego dotarliśmy, aby tradycji stało się zadość, wczoraj byliśmy na trzeciej części Mumii (mam do tego filmu sentyment po tym, jak kiedyś musiałem przez pierwszą część żebrać na dworcu centralnym w Warszawie). Wiadomo, klasyczna pulpa, więc idzie się na pulpę – nawalanki z mumiami, twardzielskie teksty i tona efektów. Podsumuję to krótko: jeśli wyrobiliście w tym roku swój limit jednego gniota, to nie wykorzystujcie zapasu na rok 2009. Ktoś, kto próbował połączyć kino chińskie z amerykańskim oraz efekciarstwo z tanią psychologią, powinien zostać zmumifikowany Żywcem (*pociągam łyk Carlsberga). A kazać tym ludziom (zwanym aktorami) "grać", zamiast "występować"? Chyba tylko Jet Li miał zastrzeżone w kontrakcie, by nie zmuszać go do pocenia się w innych okolicznościach niż sceny kung fu. Chińską propagandówę pomijam litościwym milczeniem. ZUO. A teraz DOBRO. Około osiemnastej odpala mi się GG. Transmisja z Manchesteru. 18:04:22 Rege hej Maćku 18:04:33 repekhiel yo yo 18:04:29 Rege idziecie na Batmana? 18:04:43 repekhiel dzis wieczorem, za godzine wychodzimy 18:04:42 Rege z dupy film, w ogóle beznadzieja 18:04:55 Rege batman z lat 50 był lepszy [Parę hermetycznych kwestii] 18:05:40 Rege nie jestem jakimś mega fanem batmana ale ten film mnie mega zrobił 18:05:56 repekhiel no to fajnie, ale nie nakrecaj mnie już 18:05:49 Rege 9.5/10 Jak już wspomniałem, Mroczny Rycerz to totalny, przysłowiowy, wiecie co copyright by who. Wybraliśmy się na niego totalnie spontanicznie, bo jeszcze wczoraj myślałem, że przedpremierówki są tylko w Warszawie. Ot, siła newsów na Polterze. Ścisku jednak nie było, kłopotów z rezerwacją też. Migdały z cynamonem w garść i jazda. Film wgniata od pierwszych scen. Nolan błyskawicznie przypomina widzowi, że to jest Batman z teraźniejszości, a nie z gotyckiego miasta z początku wieku. Jest biały dzień, napadamy brawurowo na bank, zapoznając się przy okazji z zabójczym poczuciem humoru Mr. J. Poza tym nic, zgodnie z obowiązującymi trendami – żadnych napisów, żadnych tytułów, wpadamy w sam środek akcji. I ekspresowo przypominamy sobie zasady rządzące światem Gotham według Nolana.
  • Świetnie dobrani aktorzy, którzy nie szaleją każdy w swoją stronę. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby spuścić Oldmana i Freemana ze smyczy. Do tego Maggie Gyllenhaal, czyli nowa Rachel (moim zdaniem bardzo trafnie zmieniona na aktorkę nieco starszą i poważniejszą) oraz Aaron Eckhart, czy Harvey Dent, na tyle niegwiazdorski, by nie robić zamieszania. Casting w tle – rewelacyjny, zwłaszcza Bullock rozpoznawalny na pierwszy rzut oka.
  • Błyskotliwe, trafione w sedno dialogi, w których przoduje Alfred, czyli niezawodny Michael Caine. Chyba jedyny aktor, który w ogóle nie przypomina swojego komiksowego pierwowzoru, ale godnie wpisuje się w drzewo genealogiczne Pennyworthów.
  • Totalnie nowoczesne realia, z masą gadżetów i niewiarygodnych rozwiązań. Wreszcie kultowe pytanie "skąd on bierze te zabawki?" ma jakiś sens.
  • Rozmach, efekty, w miarę dynamiczne walki. A to wszystko na tle gargantuicznego miasta. Tak, wychowałem się na Cyberpunku.
  • No i Bale. To oczywiście kwestia gustu, chyba z gatunku rozważań nad wyglądem każdego nowego Bonda. Dla mnie to aktor dobrany idealnie do roli młodego Wayne’a i początkującego Gacka. Ale tu już każdy musi dostawić swoje plus lub minus 1.
To znamy. Dlaczego zatem Mroczny Rycerz kładzie Batman: Początek prawym sierpowym wyuczony w Tybecie już w pierwszej rundzie (pozwalając mu potem miłosiernie podnieść się i dokończyć walkę)? Po pierwsze, to już nie tylko film o Batmanie. Trzy lata temu to było aż nadto, by obwieścić triumf kina komiksowego. Dostaliśmy wreszcie opowieść o prawdziwym herosie w masce, o jego podwójnym życiu i związanym z nim problemach, a nie kolejną nawalankę rodem z kina akcji. Dziś Batman rodzi się nadal, ale już w ogniu realnej walki z przeciwnikiem, który stanowi jego całkowite przeciwieństwo. Wydobywa z konfliktu to, co najlepsze i jest godnym rywalem w starciu umysłów. W Gotham zawsze chodzi o porządek i chaos, a o tym opowiada Mroczny Rycerz. Po drugie, to film o Harvey'u Dencie, który znajduje się w centrum wszystkich wydarzeń, nierzadko spychając na drugi plan Batmana. Jeden z originów tej postaci zakłada udział Mr. J. i jest to pomysł trafiony batarangiem w dziesiątkę. Prawy człowiek pomiędzy szaleńcem i samozwańczym obrońcą prawa, którego symbolizuje moneta. Genialna idea, którą Nolan wycisnął do ostatniej kropli krwi. Po trzecie wreszcie, to film o Mr. J. Jedynym i niepowtarzalnym Jokerze. Nolan "przeczytał" tę postać do ostatniej litery. Jest taki, jaki miał być, a nawet lepszy. Przewidywalny w swojej nieprzewidywalności. A przy tym BARDZO autorski, wręcz napisany na nowo, lecz z zachowaniem tego wszystkiego, co nie pozwala zwątpić, że to "Mr. J. The One And Only". Bez naciąganego originu. Bez głupawej błazenady. I, na całe szczęście, nie zbudowany na opozycji do wizerunku Jacka Nicholsona. Jeśli czegoś się naprawdę obawiałem przed projekcją, to pokusy zanegowania najgorszego Jokera w historii, którego obraz przytłoczył swego czasu boski skądinąd Jack (ale nie Sparrow). Heath Ledger pozwolił sobie w całym filmie na jeden, JEDEN żart ze swojego poprzednika, ale poza tym stworzył kreację totalnie, absolutnie odmienną. Jego Joker jest przede wszystkim przerażający, i to w idealnie pasujący do cyklu o Batmanie groteskowy sposób. To prawdziwy klaun, figura, która budzi tyle śmiechu, co i grozy. Koniec z pajacowaniem i slapstickowymi wygłupami. Gdy Magda mówiła mi, że zbierane są podpisy pod petycją, by Ledger został pośmiertnie nominowany do Oscara, trochę się krzywiłem. Pomijam wiarygodność samej nagrody (choć jej prestiżu już nie pomijam), ale nigdy nie wymagałem od aktorów kina akcji czegoś więcej poza odgrywaniem swojej roli. Ten wieczór w Gotham wiele nie zmienia. Od rzemieślników pokroju, co by daleko nie szukać, Brendana Frasera, nigdy nie będę wymagał niczego więcej ponad umiejętne ustawienie się w kadrze. Po Mrocznym Rycerzu będę jednak bardziej żałował braku Heatha Ledgera. Dobrze bawiłem się na Obłędnym rycerzu (nomen omen), zawsze będę go cenił za Brokeback Mountain. Trylogię dopełnia Mroczny Rycerz, po którym nie jestem pewien, czy takiego Jokera wymyśliliby Alan Moore i Frank Miller połączeni umysłami. Zresztą, to chyba nie przypadek, że widziano w nim drugiego Johnny’ego Deppa. W epoce, gdy ostatni wielcy pamiętający starą, powojenną szkołę aktorstwa odchodzą, nie zostawiając zbyt wielu godnych następców, każdy artysta tego pokroju jest na wagę złota. OK., why so serious? Co dalej? Teraz, gdy ktoś mnie spyta, na jaki film czekam, będę widział, co odpowiedzieć. Choć mam poważne wątpliwości, czy da się z tego cyklu wycisnąć coś lepszego. Ogromnie chciałbym się pomylić. PS. Dzięki za wspólny wypad do kina dla Katarzyny i neishina. Za ten Mumiowy również.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Myrkull
   
Ocena:
0
Nie wiem czemu nikt tutaj nie komentuje. Recenzja świetna, zwłaszcza styl pisania.
13-08-2008 00:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.